piątek, 30 grudnia 2011

bezruch

można marzyć o Pradze, można o Berlinie, ale marzy się zazwyczaj przyziemnie, realistycznie, o miłym towarzystwie i bezkonfliktowym, w miarę wesołym przeżyciu, przeegzystowaniu, czy nawet przetrwaniu...
i nic się nie zmienia nawet odrobinę na lepsze i stary rok nam się kończy łzawo i z wielkim trzaskiem słuchawki o aparat (brzmi romantyczno anachronicznie...).
żadnych postanowień, żadnych obietnic i oczekiwań- można sobie tylko wmawiać takie bajki, bo podświadomie wraca się do tego co rok, dwa, trzy temu, a rachunek strat jest zatrważający.

Mówię: kim pan jest?
-Praktycznym filozofem- powiedział.
-Niech więc mi pan łaskawie wyjaśni heglowską krytykę praktycznego rozumu. (...)
Praga jak pod prasą hydrauliczną klęsła pod nami i włosy praktycznego filozofa dotykały wylęgarni gwiazd. Praktyczny filozof podniósł palec ku niebu i był teraz piękny jak rabin Low, odcięte ucho Vincenta. Noc była pełna szlaki, srebrnych kółek, śrub i nakrętek. (...) I szczepański zegar wybił początek północy. Potem ze wszystkich stron biły praskie zegary. Potem jeszcze te które się spóźniły.

 powyższe a propos Pragi i literatury czeskiej.

mieszają mi się w głowie rozmowy i osoby. Wczoraj i dzisiaj znowu mi się śnił. Nie wiem, czy to podświadomość, bo aż do dziś nie wspominałam o nim słowem. Niby nie ma, ale zawsze jest w pyłku na ubraniu, w pieprzyku na ramieniu, w jakimś nietypowym słowie użytym przez przypadek
...i tylko ten dach...
i jeden policzek wymierzony przeciwko sobie, by nie myśleć, ale cóż, skoro egzystencja i esencja i te wszystkie zależności...

i tu napada mnie słowotok i może to jest ten enigmatyczny atak i chce się tylko pisać strumieniem świadomości do rana.I może ostatnia nadzieja w Japończyku...

wtorek, 20 grudnia 2011

zielone płuca Drogi

jednak istnieją ludzie zajmujący się wyłącznie etatowym zatruwaniem życia innym.

a tak propos...świąt?
poranne koszmary i duchy z przeszłości.
Kontynuuję temat campera.
byle dalej od koszmarów, byle bliżej chłodu zimowego nieba.
byle czerwonym camperem po Wrocławiu, jeszcze raz zabłądzić na skrzyżowaniach... nie z powodu kierowcy, a samochodu właśnie. Czysta przyjemność nawet w środku miasta, można popatrzeć nieco z góry a jednocześnie nie wywyższać się aż tak bardzo. 
Może jakaś powieść Drogi?

niedziela, 18 grudnia 2011

piątek, 16 grudnia 2011

już nigdy nie będzie takiego lata

Dzisiejsze zadanie matematyczne

Przy okrągłym na Ostatniej Wieczerzy siedzi 12 osób: od A do J (J- to Jezus, D- to Judasz i tak dalej...) pytania: Jak posadzić apostołów, żeby Judasz nie siedział koło Jezusa i na odwrót?- podaj ilość kombinacji. Ile potrzeba serwetek, jeśli Judasz ich nie używa,  Piotr potrzebuje trzy na każde danie a dań jest dwanaście plus deser? Gdzie zmieścić kota, jeśli Jezus ma uczulenie, i kot może  siedzieć na kolanach apostołów w odległości trzech miejsc od Jezusa?- podaj ilość kombinacji. Ile wynosi boska silnia  33? Ile kalorii potrzebuje każdy z apostołów, skoro tylko Jezus będzie czuwał przez noc w Ogrójcu? Ile wynosi objętość świętego Graala?- odpowiedź podaj w dm kwadratowych.

Tak to sobie poczynamy z boskimi zadaniami. jest jeszcze masa ciekawszych rzeczy do roboty niż wypalanie mózgów na programach niekompatybilnych komputerów i obliczaniu delty. Ale my musimy przebrnąć przez ochydę i upokorzenie infantylnymi kluczami maturalnymi- inteligentni bez szans....


piątek to smutny dzień, jakiś depresyjny- nagle kończy się sztywna forma, jakieś zbyt raptowne przerwanie chodzenia na pamięć po labiryntach rzeczywistości. Nie wiesz co ze sobą zrobić. Ludzie wychodzą ze szkoły i nie ma do kogo się odezwać, tak, że trzeba podłączać się do grup nieodpowiednich, niewybrednie wpasowywać się w otoczenie średnie, żeby nie zostać samemu ze swoimi chaotycznymi nagle myślami. I nie smakuje kawa i nie chce się śmiać, chyba że tragicznie, nad swoim losem.

fotos bez sensu- 
brednie i marzenia na jawie. Niby blisko ale całe lata świetlne od siebie. samobójstwo camperem, ot co.

błędem było wracanie do zdjęć z niejakiej majówki... gdzie ja, tu tam, czy zgubiona gdzies pomiędzy jednym i drugim życiem? Koszmar tożsamości rozłącznej. Umarło to, co miało umrzeć i teraz pozostała bezsensowna hybryda.
egzystencja poprzedza esencję.

środa, 14 grudnia 2011

humbak czy robak..?

a mnie się już nie chce....
tylko by siedzieć i czytać

gdzie moja Islandia?
i jak zrobić dobrą mityzację?
dlaczego humbaki zabijają ludzi i nie są fotogeniczne?
dlaczego tylko e-booki, mistrzu?

na te i inne pytania odpowiada z chęcią Obcy Człowiek Który Wie Wszystko i Jeszcze Więcej od 11 do 17 z wyjątkiem sobót i niedziel, kiedy leży brzuchem do góry...

a ze Studni płyną ostatnio mądrości takie: iloraz inteligencji gitarzysty ma się do ilorazu inteligencji basisty jak 6 do 4; struny nie kłamią. Mimo to nie ma dobrych śpiewających gitarzystów- za bardzo uciskają przeponę gitarami.
Tego się trzymajmy.
...i tym optymistycznym akcentem...

poniedziałek, 12 grudnia 2011

kolorowe odpryski chmur

sklepy cynamonowe
nastroje rudo-brazowe
myśli wyjałowione z wszelkich emocji i tylko tępy ból
z matematyką i tak nie mam szans, więc co za różnica?

nakręcam się alternatywnie, kontrkulturowo
słowniki filozoficzne w ciągu tygodnia musza zniknąć z pola widzenia, inaczej mogą podzielić losy swoich spopielonych dawno temu sióstr.

porozmawiajmy o nieobejrzanych filmach i niewidzianych nigdy miastach. Porozmawiajmy w językach, które są nam obce na tematy o których nie wiemy nic poza tym, że brzmią egzotycznie. Dajmy się ponieść udawanej obustronnie kalekiej erudycji niewiedzy, słodko kokietujmy myśli w grach językowych.
Niech to wszystko będzie obce i oswojone słowami, bez znaczenia i szalenie ważne. 

niech zacznie się noc

niedziela, 11 grudnia 2011

a wszystko to ty!

Tym sposobem zakończyliśmy Miłoszomanię i Miłoszał.
..zaczęłam lubić "Przemiany" Czechowicza...

Rozbieranie Justyny i pusta rama. Świece, duchota na sali, pomyłka ze zmęczenia i drwiący śmiech "tych z Krakowa". Proszę bardzo, niech się pan śmieje, wszystko co mówi o sobie to prawda pod zwiewną mgiełką autoironii, bo przecież nie na tym to wszystko ma polegać.  Herbata w filiżance i niemożność przełknięcia dosłownie niczego prócz ciepłego woskowego powietrza. Dla równowagi po prawicy człowiek przyzwoity, życzliwy i spokojny, choć wierci się na krześle okropnie... A pomiędzy nimi uosobienie poetyckiego spokoju i harmonii- i niech mi ktoś jeszcze raz powie, ze to nie rzutuje na usposobienie człowieka. Jeśli ktoś pisze tak regularnie, nie może być narwańcem w typie Pana-Autora-Niespełnionego. I niech tak będzie, kto miał zrazić do reszty, temu się udało.




A dla mnie radio, co prawda bez pralki Frani już (jeszcze raz powtarzam- nie daruję!) za to w innym już studio, siedzimy eleganccy i zmoknięci, za szybką pan realizator. I jest cisza przed wejściem i łagodne, ale niegroźne niesłyszalne kołatanie serca i parę drobnych pomyłek, ale przede wszystkim ten spokój. Wymarzona praca dla mnie, nawet po drugiej stronie szybki, chociaż nie na zawsze.

i tak wszystko się przemienia w gorący piasek...

archanioły i ludzie...
suną mgliste rydwany...
nie możesz tego objąć szlifowanym w żelazie rozumem...

Otworzyły się oczy niebieskie...

wtorek, 6 grudnia 2011

miętowa mgła

Janerkowa gorączka i nic poza trzydziestoma sześcioma procentami z matmy. Szesć w zapasie, też w gorączce.

rudzieję ze zgryzoty w czerwonej marynarce rodem z Amadeusza.
Kochamy ten film...

obejrzałam Away we go. Myślałam, że mnie nie bawią takie filmy, ale ten nie był zły, a nawet wciągnął mnie świat idiotycznych fanatyków rodzinnego amerykańskiego życia. W końcu: po to mamy takie filmy, żeby nie musieć tego oglądać na własne oczy. Miłe wystroje i stroje- całkiem znośne dla oka. i tyle.
chociaż z amreykańskich na zawsze będę wierna Juno. Jakiś sentyment zwierzyniecki...

Za bardzo się wyluzowałam z brzytwą na szyi- wystarczy jeden nieostrożny ruch. 
Jak tu nie szaleć?

Tak bardzo chciałbym abyśmy zwariowali
perspektywa wieczoru rozmów i nocy wariactwa, czy nocy filmowej z przymułami i Naszą G.?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

...że zawsze masz czas

kolorowy odlot na Paragwaj....

grzeszę ilością książek na decymetr sześcienny mojej torby, która rozpada się w rękach- czas najwyższy na emeryturę. A ja oczywiście nie mojłam nie ulec w bibliotece, bo zamiast czytać lektury (przerabiamy trzy tygodniowo, spore zaległości...) pożyczam Kacicę i zabieram się ze smakiem.

Mikołaju, nie byłam dobrym człowiekiem, przecież wiadomo...

Wyobraź sobie, ze zawsze masz czas....
imperatyw szaleństwa, imperatyw wariackiej gry z nocą...śnieg i zadyma wisi w powietrzu
Pada, pada, pada, pada...
wieje, wieje, wieje, wieje....
błogosławmy Janerkę

piątek, 2 grudnia 2011

czarnym sukienkom mówimy nie

rok temu pierwszego grudnia skakałam na koncercie T.love wrzeszcząc do telefonu jedyną piosenkę, której po tym wszystkim mogę słuchać bez emocji i myśli.

za tydzień o tej porze znowu będzie po wszystkim, trzeba przestać sie denerwować i żałować, ze nie będzie ważnej osoby.
za tydzień o tej porze- wielkie uspokojenie albo rzeczywiste rozchwianie- nie ma odwrotu. Zawsze można się zaziębić, ale to może tylko pogorszyć sprawę.

więc spokojnie, za tydzień o tej porze...
a mnie nie udało się uchwycić ostatniego listopadowego dnia zza szyby na piętrze- szkoda, myślałam, ze dam radę zebrać się na odwagę... do tego trzeba jeszcze mieć tupet

żeby
siedzieć na kanapie, która została po zamianie katedry na bardziej tradycyjne metody nauczania.
Rozmawiajmy z tym lisim uśmiechem chytruska o społeczeństwie, podczas gdy wszystkie dłonie świata błądzą po terenach przygranicznych
buzujmy w sobie nadal, kiedy musimy podnosić głosy ponad rozwrzeszczany tłum i nachylać głowy mimowolnie ku sobie.
a na koniec jedno jabłko, czapka, białe drzewa po spokojniejszej stronie miasta, a gdzieś tam dalej koty, moje znajome koty już polują na niedospane myszątka.
Okrucieństwo utylitaryzm i dobór naturalny.

zaszalejmy.................
czarne sukienki to zupełne dno. Nie chcę. Ale tak trzeba. i chyba zostanę zmuszona ubrać się w cudzą skórę, przybrać minę elegantki, dziewczęcia szkolnego i skromnego. Aż się niedobrze robi....
to dobre raczej dla ...hm... ale nie dla mnie!
Jak to przetłumaczyć?

pierwszy punkt dla Profety!

wtorek, 29 listopada 2011

wypisuję listopad do dna

dziś bez kotów i snów
ciszy i ciepłych skarpet. Ot, tyle na ten temat...
prace społeczne w toku. Jutro odhaczamy punkt pierwszy i dwie trzecie.

Pałaszuję jesienne chmury przyprawiane wiatrem skandynawskim- mniam, mniam.

I czemu właściwie mam w środku zimy myśleć o czarnych sukienkach, skoro ich nie lubię?
grr...

poniedziałek, 28 listopada 2011

Kraina Wielkiego Kota

Już trochę czuję jakbym mieszkała w tym domu z drewna ukrytym wśród chaszczy. Wita mnie znów kot, Salomon tym razem, próbuje wdrapać się na drzewo i wyczynia karkołomne akrobacje na murku. Kiedy go zauważam ze spokojem udaje, że jest bardzo zajęty toaletą- co robią koty gdy nikt nie patrzy?
...

na szczęście jest również Atman, zawsze bardzo przyjacielski- przynajmniej dla moich nóg. 
jest wprost idealny. Nie mógłby być bardziej koci.

dostaje wczesną kolację w kuchni, ale nie rusza jej przez cały czas gdy rozmawiamy. Gentelmen i elegant pomimo tak niskiego pochodzenia.
 

nie ma niestety bliźniaka Atmana- on jest niepowtarzalny.
Wracając podśpiewuję, bo autobusy jakoś bezsensu- Starsi Panowie ratują mnie przed zamarznięciem. Oraz jedna, przepiękna piosenka o róży, pajączku i kawiarni.
Bredzę? Bredzę wystarczająco, by nie zasnąć tej nocy do drugiej, więc czy ma to jakieś znaczenie?

Wstępujemy na przestwór oceanu.... Jeśli tempo pracy przyspieszy mi o jedną setną godziny, awansuję na wyższy poziom świadomości i będę lewitować nad ziemią.
Na początek dwa centymetry.

niedziela, 27 listopada 2011

na marginesie

co różni byt od buta?

wychodzę furtką z terenu strzeżonego przez Kota Atmana (no dobra, nie wiem jak się nazywa, ale powinien mieć na imię Atman), który zostaje brutalnie wykopany z domu przez imperatorową. Wszystko podejrzanie lśni i jakoś przyjemnie się słucha Johana Johannsona w drodze powrotnej. Oprócz "tego od ciastek" i "butów" nie mam większych błędów, których nie dałoby się naprawić. Ale idąc ścieżką przed domem, jeszcze o tym nie wiem, jeszcze rozkoszuję się dźwiękiem i kotem bez najmniejszych oporów . Gdyby nie spotkanie ducha w przejściu, gdyby nie ta postawa obronna, gdyby nie gest ucieczki, niedokonany, a jednak w domyśle całkowicie realny, na końcu języka jakieś plugawe słowo, coś w powietrzu, może ten papieros, może tylko wrzące ze wściekłości powietrze...

ale tym razem złość skrapla się jakoś wolniej, tylko tępy ból pod żebrami, szybko minął, bo już na drugich pasach bez tchu przemierzam bezśnieżne asfalty opola. 
I niech tak będzie.
kot Atman pewnie jeszcze włóczy się po nocy, potem wróci do domu, jeśli imperator mu otworzy. Zimny otrzepie się i padnie w pierwszym lepszym kącie, będzie śnił o bytach transcendentalnych...butach immanentnych...?

sobota, 26 listopada 2011

Hufupukar

najpóźniej za godzinę trzeba wziąć się w garść
do tego czasu jeszcze Jonsi.
Jonsi jest najlepszy.

jak to ugryźć, z której strony...
a przed Miłoszem Świetlicki, bardzo dobrze, gdyby tylko nie ta scena, światło, szymy...

piątek, 25 listopada 2011

zylion kwadrylionów

jak dobrze być poziomką
ten tylko o tym wie
kto tego sam spróbował
i sam poziomką jest

kosmiczny szał i cząstka Higgsa z bułką pod Brukselą, a teraz jeszcze Łąki Łan?
Miło czytać o zasadzie nieoznaczoności i wreszcie wiedzieć o co chodzi. Dlaczego fizyka zaczyna fascynować dopiero po tak długim czasie? opóźnione działanie przedłużone uwalnianie, etatowe wydłużanie terminów do nieskończoności za drobną dopłatą. Ale czymże są pieniądze w obliczu nieskończoności i płonącego stosu?

Trzeba sobie powtarzać, ze nic się nie dzieje, trzeba czytać nawet Huma sceptycznie, trzeba się dystansować, nie samą myślą żyje człowiek, nie samym tylko oddechem wypełnia się dzień po brzegi, po resztki wytrzymałości, do granic oporu i z powrotem. I eksperymentalnie weryfikujemy mesjanizm, przeróbmy odstrzeloną dawno ideę, bo w końcu kto jest trzciną na wietrze, skoro nie my?

wszystko nie tak!

środa, 23 listopada 2011

migam,migam się, tańczę we śnie

kiedyś kupię parasol
i tak jak wszyscy w szarym płaszczu zniknę we mgle

Jaka motywacja, jesli myli twoje imię? Zła odmiana, bunt, rewolta i ckliwa matematyka.

Nie mów nie, bo będę myślał, że nie
Powiedz tak, to słowo lepszy mam smak
Nie mów nie, niech jeszcze potrwa ten sen
Bądźmy dziećmi jeszcze raz
 
ja chcę na koncert Janerki, ja chcę mieć już pewne sprawy za sobą, chcę dokończyć samozniszczenia, na które godzimy się wszyscy, mniej  więcej tak samo.

kolorowy odlot na Paragwaj
 
przypowieść o dwóch szlachcicach wiele adekwatna do stanu duchowego po trzech godzinach udowadniania uczniom, że matura to środek dyscyplinujący, tłamszący, który ma na celu udowodnić, że wszyscy jesteśmy idiotami - kto się boi wilka złego niechaj szybko idzie spać. A my poigrajmy z ogniem nocy.

poniedziałek, 21 listopada 2011

nieopodatkowany i miazga!

spóźnione życzenia wesołego filozofa i spóźniona reakcja obronna

Miazga!
zostało kilka dni. Może po Drodze zdarzy się jeszcze coś. Miętowe tabletki, miętowy płyn, miętą pachnie kocia miętka, tylko co z kotem?
Nabieramy tempa w naszych orbitach. Metafory odległe, pozaginane kanty książek, znaczki pocztowe, cały nasz papierowy światek złudzeń. Wolę łudzić się do końca, litero!

i chociaż jeden dzień zupełnie od ręki, spokojny, pewny, stabilny. Od jutra wskakuję na kolejną huśtawkę, jeszcze nie o tamtą stawkę, ale z wiatrem!

czwartek, 17 listopada 2011

fantazja jest od tego...

opowieść dla pluszaków na żywo z domu gdzieś na Zaodrzu.
A mnie się marzy, ach marzy...
tydzień jeszcze tydzień, jeszcze ty - dzień !
chyba zawsze jest jednak na co czekać. No i te niezaplanowane wypadki, te wyskoki zza krzaka przy drodze, te niedokładności w orbitowaniu, cała ta masa niedookreślenia. Chłód wieczoru wprowadza mnie w taki dziwnie szampański nastrój, niewytłumaczalna euforia zimna, na chwilę przed zamarznięciem i hipotermią.

poniedziałek, 14 listopada 2011

poniedziałkowe nieprzystosowanie

jest jeszcze nadzieja, że uda mi się wyplątać, ale marna, więc lepiej się nie łudzić.
 
polowanie na zaświadczenia
kontestacja angielskiego
kot staruszek w drzwiach obcego, ale całkiem ładnego domu
ludzie mówiący do siebie w komunikacji miejskiej
skórzana kurtka
ciastko z sercowatym wzorkiem
"dramatyczna sytuacja"

sama nie wiem, czy dobre, czy złe sny
smętne czeskie piosenki

niedziela, 13 listopada 2011

...aus Berlin!

jak się mają dwa miliony warszawskie do ośmiu berlińskich przekonałam się wczoraj. Kiedy "Niemcy biją Polaków" przechadzamy się po zimnej stolicy i gubimy w muzeach- tempo tak zawrotne, że nie wiem kiedy i jak jestem z powrotem w Opolu i znów mieszam w książkowym kotle bez ochoty i zapału. 
zaczynamy tu, w Berlinie Wschodnim; pierwszy raz jadę prawdziwym U-Bahnem i słyszę tysiące języków podczas przejazdu dwunastu stacji podziemnych. Obserwacje jak na wyspie tropikalnej, a jednak współgra ze sobą ta wieża Babel.Podoba mi się design  metra i ogólny wygląd miasta, park w samym centrum i droga do Bramy Brandenburskiej, z której zawracają piętrowy miejski autobus bo Oburzeni maszerują ulicami Berlina- bardzo grzecznie i bez zamieszania. 
Omijają nas tym razem pieczone kasztany pod Tiere Garten, muzeum Żydowskie, Brama i kilka innych ważnych rzeczy, ale pomimo chłodu i tempa jest wspaniale, jest miejscami nowojorsko, aż zaczynam wypatrywać Allena za rogiem i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie jestem w Europie, a właśnie w jakimś megapolis amerykańskim... 

 
nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, pewnie gdy oglądaliśmy wystawę i udawaliśmy Niemców w mieście świateł i wchodziliśmy do polskiej chłodziarki (dozwolone od 16 roku życia!;).  Tydzień nie starczyłby na jego przejście!

A o stosie książkowym dowiedziałam się przed chwilą, pomnik literatury i filozofii niemieckiej, szkoda, że nie udało nam się tam dotrzeć, ale jestem pewna że to nie ostatnia moja wizyta w tym mieście- w końcu zostanę przecież bezrobotnym sprzedawcą precli aus Berlin.
PL? tysiąc lat za resztą cywilizowanego świata!

piątek, 11 listopada 2011

Verstand

Śniła mi się Ukraina i Bob Marley (albo Hajle Selasje) i genialne zdjęcia które robiłam na pustej przestrzeni. I piosenka tego lata, albo następnego. Hm...

przegapiłam dwie ostatnie audycje i dzisiaj też się na to zanosi- niech to...
Wczoraj powiało zimą- zmierzch o piątej i zupełnie ciemny korytarz na którym rozgrywa się życie nerwowego  kosmosu, aż dochodzimy do końca, gdzie wybrzmiewa półton zielonego światła. I jest tak normalnie i dobrze i wychodzę na późnojesienny chłód miasta i jest mi zimno i dobrze i oddycham głęboko i spokojnie, a potem idę poczytać do biblioteki gdzie nie muszę się odzywać do nikogo i nikt mnie nie zauważa, bo o to właśnie chodzi, że zakotwiczam się gdzieś pod ścianą z gazetą i nic nie muszę, odreagowuję, jest nieźle, nie jest źle... a potem wchodzę w kolejny świat, i widzę jakiś cholerny pochód i faceta z trabką pod pomnikiem, przez chwilę brzmi jak  z "Niewinnych czarodziejów", ale szybko się opamiętuje i zaczyna piękny, wyrachowany marsz...ech!

puenty brak. I kropka.

środa, 9 listopada 2011

nic godnego uwagi

Ale nie dlatego do Pani piszę; ten list wysyłam z powodu królików; uważam za swój obowiązek zawiadomić Panią o tym; i dlatego, że lubię pisywać listy; i może dlatego, że pada.

niech będzie i o królikach i o fotografiach, które po tak długim czasie wreszcie zerwałam ze ściany i o powracających pytaniach, jak również o telefonach w najmniej odpowiednim momencie. Coś jest nie tak z tym życiem i widać to w każdym pojedynczym dniu, akceptuję zaocznie, żeby nie tworzyć problemów zbędnych, ale wreszcie codziennie dochodzę  do tego punktu absurdu, nieważne czy pod wpływem czy samotnie, jest to tak jaskrawe, ze ślepiec by zauważył. Najgorszy byłby jednak dzień, w którym tego punktu b zabrakło, bo czy znaczyłoby to, ze się umarło, czy zwyczajnie przywykło (przecież to niemożliwe!).
Piekło to Inny i piekło to ja. I jeśli pewnych spraw nie rozwiąże się w porę przejdą do normalności, która jest nieudana, chora, oszalała.
Tak się dzieje i stąd mamy groteskę- po chwili przestaje być śmiesznie, kiedy dociera do nas, że to czysta prawda.

o tak lubię, o tak
oddałabym wiele za kąt osobisty wyłączny użytek, cieszę się jednak, że chociaż na chwilę udało mi się załagodzić tę kwestię i przejść do porządku dziennego. Sprawa jest, ale jakby boli mniej, podczas gdy pojawiły się poważniejsze i pilniejsze. Jakie to w końcu ma znaczenie? Jak poczuć się lepiej gdy ma się do stracenia wszystko?

wtorek, 8 listopada 2011

56,7 KB i co dalej

myślę o wszystkich niewydarzonych chwilach i o Kancie w kącie.

złość na zmianę z Leśmianem i kiepską książką
"chciałbym być zawsze niewinny i prawdziwy, chciałbym być zawsze pełen wiary i nadziei"
tylko uwierzyć, że może być lepiej. Wystarczy jedno słowo, które ożywia lub zabija- które na jutro? Strajk milczenia działa, a może wpadam we własną pułapkę. Porzucamy fotografię na rzecz "granic wiedzy" więc rysunek adekwatny. A na moich marginesach poznania wykwitają geometryczne rudery z głębi bezwładności. Głupawe piosenki dla dzieci odkrywają przede mną więcej tajemnic egzystencji niż niejeden traktat epistemologiczny, ale niestety i za te drugie czas się zabrać.
Czarny koń a teraz perła. Okrąglutka i bez połysku, zupełnie tego nie czuję... gdzie to znaleźć? 
Berlin za 4 dni!

wtorek, 1 listopada 2011

Jezus nie jeździ mercedesem!

piszę to trzeci raz słuchając od trzech godzin Studni i wracając do normalności- i już wiem, że to ma się nawet nie w głowie czy sercu, a gdzieś we włosach chyba jak twierdził filozof Lennon, czy coś koło tego. I jest dobrze, ale będzie tylko gorzej jak wskazują wszelkie znaki na niebie i ziemi, a niebo -wiadomo, nie sprzyja od dawna i już nie będzie. Więc pofilozofujmy na temat przyszłości i wojny która jest nieuchronna i wybuchnie krwawo za tydzień bez jednego dnia a potrwa chyba póki żyjemy, pokolenie bez brudnych kolan za to w pięknych szpilkach i z paznokciami lśniącymi i długimi. 

Bo każda idea przetrwa, byle się nie dać zmanipulować.
Bo każdego dnia narzucamy sobie tysiące beznadziejnie absurdalnych grzecznościowych gestów i fraz, których przecież nikt od nas nie wymaga. I po co? Ze strachu? A jak ktoś śmie powiedzieć, zdemaskować, pisnąć choćby słówko... coś jest tu zupełnie nie tak...profdrhab, a taki głupi i bez refleksji.
wieczne dzieci Pipi. I opowieść o dziewczynce, która wiadomo co spotkała i wiadomo gdzie...
połaczenie przez Studnię bardzo mi się podoba.

śni mi się zagłada, wiem że to profetyzm. Za tydzień. I będzie po nas.
nareszcie!