poniedziałek, 6 lipca 2015

anything goes

burn all the poems
tak rozpaczliwie przed ostatnim egzaminem tego lata
pochwały mnie nie przekonują, pani profesor, przekonałaby mnie piątka na dyplomie, ale raczej to pobożne życzenia

dziś czytając i błądząc wśród tekstów przypomniała mi się moja fascynacja Feyerabendem, wspaniałe, że zawsze tak można wracać, że tacy przyjaciele nie zawodzą, że można się raz po raz zakochiwać, lepiej mi trochę, jeszcze obejrzę z trzysta razy filmik, że zostanę diamentem i będzie dobrze (...lub niedobrze, Stachuro)

tyry ryry i cici ryci przede wszystkim
byle do wakacji, przespać się w namiocie nieprzytomnie, połazić na boso

czwartek, 2 lipca 2015

nie spać - kochać

pijana, pijana od czytania. Głowa pęka i nie wiem już nic, ale tak pięknie kołują słowa, tak kocham wszystkie te wiersze, to chyba nieuleczalne, gorączka, literkoza, choroba totalna i nieodwołalna.
Nie można żyć, popłoch budzi ograniczenie godzin czy dostępów do bibliotek, to najbardziej przeraża, a nie upały, choć również straszne..

zmęczenie postępujące, raczej nie ustąpi prędko, nie da się wyspać, nie da się urwać, czy oderwać, iść na wagary, wyrzucić telefon do rzeki, położyć się wreszcie na trawie, pobrudzić, wsłuchać w twój oddech nad ranem...

budzę się nie wiem gdzie, zatrważające momenty i mdłości, mdłości, narastająca niechęć do siebie, uciekać, choć nie ma sił

i ten niepokój, popłoch, czasem lekka panika, narastać będzie do wtorku, potem eksplozja, droga do ciebie, uspokojenie po burzy, może zresztą zapada trochę

teksty mnie otaczają, teksty mnie pożerają