kolorowy odlot na Paragwaj....
grzeszę ilością książek na decymetr sześcienny mojej torby, która rozpada się w rękach- czas najwyższy na emeryturę. A ja oczywiście nie mojłam nie ulec w bibliotece, bo zamiast czytać lektury (przerabiamy trzy tygodniowo, spore zaległości...) pożyczam Kacicę i zabieram się ze smakiem.
Mikołaju, nie byłam dobrym człowiekiem, przecież wiadomo...
Wyobraź sobie, ze zawsze masz czas....
imperatyw szaleństwa, imperatyw wariackiej gry z nocą...śnieg i zadyma wisi w powietrzu
Pada, pada, pada, pada...
wieje, wieje, wieje, wieje....
błogosławmy Janerkę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz