czwartek, 26 kwietnia 2012

let it be...

kot Atman wygrzewa się na słońcu, kot Atman jest bardzo zmęczony i kocio zasypia słuchając moich bredni. Ja też nie mogę się skupić, siedzimy na ławce, wiatr nas rozwiewa i wieje ciepło, majowo prawie pod kwitnącym drzewem...

kot Atman jest najpiękniejszym z najbrzydszych kotów, jakie widziałam, chodzi swoimi ścieżkami wtajemniczenia i nikogo nie wpuszcza do domu oprócz Imperatorowej, która w nagrodę wykopuje go za drzwi na deszcz. Ale on nie płacze, jest dzielny i wręcz stoicki, trochę tylko mieszają mu się wątki i filozofia polityki, zwłaszcza kiedy jest głodny

dezyderata na drogę i jesteśmy dziećmi kosmosu
nie czytać i nie wzruszać się niepotrzebnie, człowiek kamień, kot Atman i przemiana w tygrysa
decydujący cios prosto w szlochań stos
bakowe rymy i mieszanka nostalgiczno wakacyjnych rytmów, jako dodatek gdybym był bogaty w najlepszym wykonaniu jakie w życiu słyszałam (ach, chwilo trwaj). To by było na tyle mili państwo. Podbijajcie świat nadal, ale na własną rękę. Zawsze będziemy mile widziani.
a wszystko to jakieś bezboleśnie bajkowe, bez zbędnych niesmaków, coś niemal czystego, bez formy i kształtu rośnie we mnie i może to nawet radość a może i spokój, kiedy na tej ławce przemawiam do Atmana...
(zakochałam się w piosence devendry o stanie michigan)

nie, żadnych planów, żadnych planów

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

pajdeja

"Myślę, że zreasumuję moje podejście wobec filozofii mówiąc: Filozofia może być właściwie tylko poezją"

wczoraj wpadłam w zupełny szał filozoficzny obłożona ze wszystkich stron Wittgensteinem i Schopenhauerem (przez jedno p!), z jakimś islandzkim motywem muzycznym w tle głowy. Poszukiwanie prawdy, jakieś miotanie się w empiryzmach... Czy pani też nie może nocami spać przez relatywizm? A fenomenologia? Czy nie spędza snu z powiek?
myślałam że mi przeszło, myślałam że to trwała filozoficzna impotencja, ontologiczny wstręt uwarunkowany urazem psychicznym i okropną świadomością potrzeby socjalizacji z otoczeniem... myliłam się, to choroba na śmierć, rozpacz i wieczne niezaspokojenie. O, Spinozo....


zielony czwartek niezmącony próbami muzycznymi w sali obok- przewraca moje patrzenie na świat do góry nogami, odzywa się to dopiero wczoraj, kiedy ze zmęczenia nie da się już dłużej czytać; wiedza, z którą nie ma co zrobić, która jest jak brakujący puzzel, a jednak nie pasuje do pozostałych, jakaś jest skażona i burzy porządek klasyfikacji. 

jak mogłam na to nie wpaść?!


sny w których Wittgenstein podaje z uśmiechem w szalonych oczach rękę Herbertowi posiwiałemu wśród torfowisk
...ech....

niedziela, 22 kwietnia 2012

Sæglópur

w maju nowa płyta Sigur Ros. Oglądam sobie kolorową parę- coś mnie tyka za każdym razem



siedzę w piżamie wyjątkowo długo i jest mi dobrze i mam sukienkę na zakończenie roku wcale ładną, choć czarną. Może to się jakoś ułoży, może wreszcie coś się dopasuje, co prawda nie otworzyłam jeszcze swoich puzzli, ale w jakiś magiczny sposób mogłyby raz złożyć się same...
środa czwartek piątek

i nareszcie koniec
a cała reszta oderwana od rzeczywistości i przecież wiemy, ze inaczej nie da się czasami.

Człowiek jest przede wszystkim projektem przeżywanym subiektywnie miast być pianą, pleśnią, czy kalafiorem

piątek, 13 kwietnia 2012

Nothing's really mine

awangardowy Tadeusz i siwy dym na widowni
(a swoją drogę rychło w czas tym Tadeuszem zaatakowali- kiedy wszytko takie ostatnie, aż chciałoby się powstrzymywać dzielnie łzy, ale ich nie ma, wszystko jest tak stopniowe i odbywa się rozdzielnie, etapami, bezboleśnie, dosłownie nic nie czuję)
trzynastego piątek a jaki dobry dzień unurzany w Białoszewskiego i zielone żelki

ale nawet gdyby nie
to i tak dziwna energia, chociaż powinnam padać na twarz ze zmęczenia. Nie padam. Przesilenie? Nie wiem. Coś...

dziś devendra zdecydowanie, ale bez koszulki...
ok, chyba robię się monotematyczna. To już ostatni. Mój faworyt, w piżamce...
hybryda konwencji i wcieleń, niektóre z nich odrażające. Kicz? Głębia? Coś pośrodku... zbyt przystojny, by zastanawiać się nad aspektami formalnymi

co powiemy sobie za tydzień? Że brakowało mało, a i to już bardzo wiele znaczy. I nie będziemy żałować, szkoda na to życia. Mantra, mantra, kefir i słońce, nie zapomnieć o pozytywach i teatrach wrocławskich, podziemnych niezbadanych krainach i nieprzespanych nocach, które jeszcze gdzieś tam czekają.

zawsze przecież jest jakieś potem

czwartek, 12 kwietnia 2012

feel like a child

pod absolutnym urokiem
trochę słońca, trochę szaleństwa, zbliżam się do lata, mentalna rozpusta...
och, nie mogę się powstrzymać. Tak ponuro a tu mi gra i śpiewa i wygląd nawet a to się w końcu nie tak często zdarza. tańczmy tańczmy, obrzucamy się apaszkami i pijemy tylko kefir. Mierzi mnie wszytko prócz myśli ze już niedługo wakacje. Czuję się jak pierwszak, zupełna jakaś pomyłka w obliczeniach, kochanie...

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

kolorowy folklor wschodu

takie miasto bez wyrazu to na dłuższą metę dość przykra sprawa. 

Ciekawe jest to, ze jedynie dwie rzeczy w dzisiejszym świecie wywołują u ludzi histeryczne reakcje: jedną rzeczą jest Bóg, drugą- Państwa. Silne i niekontrolowane wybuchy emocji, gdy w grę wchodzą Bóg i Państwo, każą myśleć, że obie instytucje tak naprawdę pozbawione są swojego znaczenia. O śmierci Boga szepnął nam już przed mniej więcej stu laty Friedrich Nietzsche. O Państwie nic nie wiedzieliśmy...

a chyba nie warto walczyć ze społecznym, powszechnym wyobrażeniem, zawsze jest się wtedy uznanym za dziwaka, odszczepieńca, albo świra, któremu zależy tylko na racji, a nie wyższym jakimś celu. Myślę o tym wszystkim, o tym, że jeśli Europa to tylko wieża w Paryżu i Big Ben, z rzadka jakiś Berlin, Holandia. Nie ma szans, żadne euro nie pomoże, żadne komercjalne akcje uświadamiające. Minie jeszcze wiele lat zanim ktoś pomyśli że istnieją też inne kraje, nie podrzędne wobec englishów czy frenchów. A dla nas co za różnica? Taka- nie znasz angielskiego jesteś nikim, masz ochotę na trochę egzotyki, jedziesz na Ukrainę. 
W głowie mi się to nie mieści, że wszystko takie postępowe, a oparte na stereotypach i przesądach. Już samo to jest dobrą wymówką by tego nie robić...

och, znowu takie mi to wychodzi nietakie... to z braku rozmówcy a także z powodu ucieczki od zaległych wypracowań o teoriach prawdy (ych, na samą myśl mi niedobrze...)

zawsze to będą takie kolorowe zabaweczki, przelotne spojrzenia i puste westchnienie zachwytu ale i wyższości nad czymś bardziej środkowym, a nawet wschodnim. To paskudne. Nie wiem co z tym zrobić.
nie wystarcza już, że cudze chwalicie...
chyba zbyt się uświadomiłam i za dużo jak na jeden raz, teraz będę cierpieć za miliony