poniedziałek, 25 listopada 2013

zupełnie inny cel

nieprzeczytane lektury, zawsze ta sama śpiewka.
czułość tak, zawsze tak i zawsze za mało i źle.
Odbijam sobie nieprzespane noce, weekend w innym świecie, totalna izolacja, za dwa tygodnie do powtórki

przez dwa dni żyjemy jak zombi, z zasuniętymi zasłonami, wyĉodzimy gdy już się ściemnia, pijemy tylko czarną herbatę i wino, brakuje tylko grubych swetrów do kompletu, ale ich nie potrzebujemy...oj głupie to, głupie bardzo
pierwszy śnieg zaraz po wyjściu z autobusu

wtorek, 19 listopada 2013

niby nic, ciągle nic

jak strasznie mi odbija
siedzę do noc, wciąż nad tym samym tekstem, nie potrafię zacząć ani skończyć, czy w ogóle jeszcze coś z tego będzie?

tro longa tempo pasis
pli ol semajn'


i tylko takie piosenki mi w głowie
bla bla bla...

niedziela, 17 listopada 2013

nocne ulice

kupuję bilet- objawia mi się pokusa w postaci przycisku z napisem "Nie potrzebuję biletu powrotnego"

jakby o mnie

i jakby już nic nie było realne, kręcimy się w podejrzanych kręgach, uciekamy od prawdy i pracy. Iluzja goni iluzję, o tak, spotykam znajomego z poprzedniego życia w nocnym autobusie, obejmujemy się oboje lekko wzruszeni.
teksty piosenek, prawdziwe rosyjskie historie, instrukcje infomatyczne
nic już nie robi na mnie wrażenia
jeszcze z jedenastego, przyczepiło się do mnie

czwartek, 14 listopada 2013

przełom, załom, rozłam

to jakiś cholerny koszmar
chcę się wreszcie obudzić, niech zniknie teraźniejszość i przeszłość



to już zbyt wiele jak dla mnie. nie mam już sił.
niech to się skończy. przecież to wszystko nie może być prawdą...

wtorek, 12 listopada 2013

wakacyjna wieza z klocków i jej wielki krach

lepiej było nie pytać?
za duża pewność siebie mnie do tego przywiodła?
jak to możliwe, na chwilę stracić czujność i już...?

grunt osypuje mi się spod nóg
zawsze myślałam, ze jestem na to przygotowana
a jest mi tak cholernie przykro, tak pusto, tak źle
ale już wszystko jedno

zachować spokój, nie wypaść z roli, nie obwiniać nikogo... tylko jak to możliwe do cholery? teraz? kiedy zaczęło mi zależeć?

moja słowiańska miłość

zdecydowanie uzależniłam się od Czech, od wyjazdów, od ludzi, od uciekania przed pracami, sytuacja jest krytyczna, ale jenom klid, siedzimy i pijemy piwo, jest doskonała chwila równowagi. Kilka pomysłów na kolejne ucieczki, to co mnie tak rozbiera, pewnie jakaś nowa broń, jesienne kolory małych miasteczek przez które przejeżdżam, znam już na pamięć porządek stacji, zakochana, zakochana po uszy w Pradze, w pociągach, w języku...

Jestem Nikim co umie tylko spać
Lunatykiem od odkładania spraw
Fanatykiem marzeń

Jeśli miałbym szczerym być
To nie wierzę chyba w nic
Tylko w ten maj

dajcie mi święty spokój, jestem maszynką do przytulania, oddychania i uśmiechu. zaczepiam ludzi. Musze bez przerwy z kimś rozmawiać, gramy w głupie gry i rozpiera mnie energia. Ale niedobrze ukierunkowana...
 zanim zaczną skandować, uciekam pociągiem w szary świt
Moja droga, nieskończona, trzydniowe maratony kolejowe, szalone pomyłsy...

wtorek, 5 listopada 2013

marudzę, nieskończone melodie

jest mi źle

kaprysy, na które nie za bardzo mogę sobie teraz pozwolić, ale zawsze to ale, bo pogoda, bo daleko, słabo, niedobrze, źle i niedobrze i źle. Jest tyle do zrobienia, mogłabym całymi dniami tylko mejle pisać. Albo spać, spać do końca listopada, bo grudzień to paradoksalny przebłysk, żółta kartka z kalendarza.

spadam, spadam,  nie mam sił....

drogą donikąd, w plecaku trochę książek, znów autobus nad ranem i kilka godzin drogi, w którym miejscu, w jakim kraju się obudzę, czasem tracę rachubę, czasem wolałabym biały pokój i ciszę za oknem, a tu wrocławska słynna poranna mgła, wcale nie miętowa, wcale nie szalona, wcale, zupełnie, totalnie, absolutnie bez ciebie.

poniedziałek, 4 listopada 2013

chwila słabości 2

że od razu mam dreszcze to przecież też jeszcze nie dowód. chyba pierwszy raz w życiu nie czułam zupełnie nic depcząc czyjeś słowa (bo to nie mogło być na poważnie, prawda?). jest mi zupełnie obojętne, wszystko mi jedno, byle do grudnia, jak dawno nie czekałam tak niecierpliwie na zimę, pal licho zimę, jak dawno na nikogo tak nie czekalam.

psują się urządzenia arcydelikatne, arcyelektroniczne, a ja nadal lekceważę kalendarze, omijam terminarze i bimbam na daty. W głowie mi kołaczą dziwne, może trochę nieistniejące słowa, może takie, jakich byśmy użyli, niechciane nasze słowiańskie przekładańce przyprawione sztucznymi stuletnimi językami. Zastosujmy fleksję, wymieszajmy paradygmaty, rozmawiajmy tak jak wtedy!

dlaczego tak cholernie daleko! przerażają mnie własne pomysły, by wyrwać się chociaż na jeden dzień na sk, wiem że to szalone, ale nie panuję nad myślami, wszystkie biegną na wschód, robię co mogę, a czego mi niewolno też czasem...