sobota, 15 lutego 2014

let me die where I lye


pokonana wracam do pisania
i znów "wszystko się zmieniło", ale poza wszystkim to niewiele

wciąż kiepski ze mnie językoznawca bez ambicji, wciąż to samo kiełbie we łbie, niezmiennie zamęt w uczuciach- tym razem jednak nadzwyczaj pozytywny. jest mi tak dobrze, że aż nieprzyzwoicie, uśmiecham się do ludzi na przystankach, dworcach, w windach i bibliotekach jak głupia, tramwaje rozwożą mój nieskończony uśmiech po mieście, a dzieci rozdają w przejściach podziemnych. Te wiersze jeszcze nigdy nie były mi tak bliskie (nie?), słowa już dawno nie znaczyły tyle co właśnie teraz. w głowie kołaczą mi frazy mozaikowe układające się w zupełnie nowy wiersz, obłędnie śmiały, niewiarygodnie bliski skóry, bliski naszych pojedynczych istnień, które nagle zaczęły się splatać, każdego dnia ciaśniej i ciaśniej, obyśmy się nie podusili w tym uścisku
póki co patrzę jak spokojną masz twarz kiedy śpisz i szalenie zazdroszczę Ci tego opanowania...

jak pisał Stachura: będzie dobrze lub niedobrze.

Can you believe it, I can't believe it but it's true!