czwartek, 29 listopada 2012

zpíváme málo a kecáme dlouze

częstotliwość pisania czwartkowego nawet mnie zdumiewa
Wciąż w słowiańskich klimatach, śmiałe plany przeprowadzenia dkfu, a na razie słucham tylko starych czeskich piosenek, poszerzam horyzonty muzyczne na południe i trochę na wschód, ale z tym już gorzej...

Málo jím
a málo spím
a málokdy tě vídám.
Málokdy si nechám něco zdát.
Doma nemám stání,
už od jarního tání
cítím, že se blíži listopad

Listopadový písně od léta už slýchám
vítr ledový přinesl je k nám.
Tak mě nečekej ,
dneska nikam nepospíchám
listopadový písni naslouchám

jeszcze mamy listopad, więc w sam raz. Jutro... po przygodę do czeskiego kraju, hm, hm...

niedziela, 25 listopada 2012

czytam

"Oto nadeszła chwila, w której planuje się podróże. Albo podróż jest nieudana, wszyscy są mokrzy, głodni i wykończeni, dygoczą na deszczu i obiecują sobie, jak wspaniale to wyjdzie następnym razem, albo członków wyprawy rozpiera euforia i cieszą się na dalszy ciąg. Nasza wyprawa to przykład drugiego wariantu. Do Rumunii pojedziemy. Na Litwę. Przez Vihorlat powędrujemy na Ukrainę., odwiedzimy Jurija. Do Mołdawii. Po prostu do jakiegoś normalnego kraju, mówi ktoś."


W dzikich czasach naszych rodziców historia była równie barbarzyńską bronią jak siekieromłot.

sobota, 24 listopada 2012

szarości

fejsbuk fejsbukiem, a jednak to bez telefonu czuję się jak bez ręki.Padł wieczorem i na cudowną rezurekcję będę musiała w najgorszym wypadku poczekać jakieś dwa tygodnie...  Z odsieczą z op przybędzie mutti. Przechodzę księgarską uliczką i  widzę przepiękną scenkę rodzajową rodem z Bruegla: pod antykwariatem na chodniku siedzi rudy kot właścicielki (jeszcze nie wiem jak się nazywa); nadjeżdża mała ciężarówka, ale rudas nie ma zamiaru się ruszyć i bezczelnie patrzy na kierowcę. Trwa to jakieś półtorej minuty- walka na spojrzenia, którą wygrywa naturalnie kot; człowiek zirytowany wychodzi z auto i próbuje przepłoszyć leniwca spod kół. A co on na to? Ma to w poważaniu i dopiero po interwencji właścicielki decyduje się łaskawie opuścić miejsce parkingowe. I ja go rozumiem! To w końcu jego teren, a tego należy bronić choćby pazurami! Być może to ostatnie, co nam pozostaje- miejsca osobne, własne...Nie ukrywam też, że koci anarchizm w mojej hierarchii zajmuje zaszczytne miejsce w samej czołówce!

spotkania w pół drogi- przypadkowe? że się tak mijamy? że niemal każdego dnia...? niebawem skończy się kurs, odpadną lekcje dwa razy w tygodniu, będzie mi smutno i samotnie, chociaż będę miała o trzy godziny więcej czasu wieczorami. Ale bez śpiewania piosenek o oleju i wodzie (dopiero za trzecim razem zrozumiałam tę głęboką filozoficzną metaforę- woda i olej nie mogą się połączyć!), tanecznych akcentów na moście w drodze powrotnej, biegu do latarni i z powrotem... cóż to za czwartek?! kombinuję i próbuję wymyślić jakieś cykliczne działania, by te czwartki nie umarły mi wraz z grudniem, jeszcze nie mam pomysłu. Słucham piosenki o mieście pod pierzyną, też mam takie miasto, dziś było raczej miejscem koszmaru, pogodne odprężające sny chyba na ten rok się wyczerpały, teraz czeka mnie tylko groza i niepewność. Gdyby chociaż po czesku, a tu nie!


wtulam się mocniej w tą pierzynę mimo wszystko, bo chwilowe uniesienia i zetknięcia od dawna nie wystarczają. mam zimne dłonie, obcięłam włosy, boli mnie gardło... co jeszcze mam do cholery zrobić?!

zanosi się na jonsiowy renesans.................................
wszędzie dookoła zakochane pary. Czyżbym miała obsesję, czy tylko jesienną chandrę?




czwartek, 22 listopada 2012

výborně!

Pozor! Śmiałe plany snuję na rok przyszły, obmyślam i kombinuję i aż mi się gęba cieszy na samą myśl, ach!
Otóż wymiana, wymiana mi się zamarzyła, najbardziej przerażające w tym papierzyska i załatwianie formalności, ale nie tacy sobie z tym radzili, w końcu to wszystko dla ludzi, ktoś tam jeździ, wszyscy wracają zakochani i uradowani. I sobie myślę- dlaczego nie! --> tu sobie czytam i się napalam że aż mózg paruje!


na wszelki wypadek unikam ciasnych przejść, wind, zaułków full romantic, mrocznych sal kinowych... nie jest łatwo, wracamy z zajęć ręka w rękę, znów mgła, znów, to już tydzień, coś się dzieje, wisi w powietrzu, gesty jakby delikatniejsze, rozmyte granice, magnesy, orbity, omamy... aż mnie dreszcze przechodza na myśl o tej grze, której końca nie widać, to takie nieznośne i niewypisane i bardzo ekscytujące. A ekscytację tak łatwo zamienić w rozpacz i bezdech pomiędzy trzecim i czwartym piętrem.

nierzeczywistość życia w innym mieście, wreszcie poczucie, że istnieje coś poza! Jednak nie mieści mi się to w głowie- mam to na wyciągnięcie ręki jak teorie fenomeno, nocne życie (w miarę możliwości), programy, aktywności, festiwale. Dla równowagi weekend w najwspanialszym miejscu, a kolejny w cz. Bredzę troszkę, piję wielką kawę, wkuwam ruski, jest wspaniale, oj tak, zakochuję się, nie wiem tylko czy w moim nowym życiu, czy w spacerze mglistym jak aluzje w naszych rozmowach...

czwartek, 15 listopada 2012

płyną, płyną mgławice

 piszę dziś dwa razy.
Piszę tu, by nie pisać tam, by nie myśleć o lamentach świętokrzyskich, by przerwać zapętlenie myśli. Coś mi tutaj nie pasuje: bo mgła, bo zimno, bo wilgoć osadza się na włosach, a miasto wygląda jak z filmów Allena, a obok znów chyba tylko zjawa kogoś idealnego, bo to niemożliwe, to wprost niemożliwe i tak przeraźliwie smutne, gdy wchodzę po schodach a serce mi się kraje z żalu i samotności.... chciałabym tylko przystanąć na półpiętrze i przestać oddychać, gdy każdy oddech boli. Na schodach nad rzeką; czyż może być lepsza sposobność, piękniejsza chwila? kiedy do pełni szczęścia brakuje jedynie...

...ale szczęście dopełnia się jedynie w mojej głowie, widziałam tę scenę milion razy. A wiem, że to nigdy się nie wydarzy. Zadowalam się mgłą skroploną na włosach, ciszą w zaułku, krótkim zetknięciem skóry...

карбидо! цинамон!

magiczna, magiczna noc, w oparach wieczornych mgieł, w strzępach słów ukraińskich, polskich, hebrajskich... Pijani powietrzem i życiem, słaniamy się ze zmęczenia i zimna, nie trzeba mówić, wystarczy słuchać, patrzeć na światła i cienie na ścianach świątyń. Całkowite zauroczenie, krwawo pijackie zaćmienie księżyca, noc, która nigdy się nie kończy, świat, w którym tkwimy po uszy...
zapiera mi dech szaleńczy taniec, przeraża i fascynuje, coś demonicznego, coś absolutnie wspaniałego- świat do którego należę, nie jakieś anglosaskie przyśpiewki, a nostalgia pogranicza tak namacalna, że aż powietrze między nami gęstnieje

a potem brawurowy i jak zawsze bezowocny pościg za opolskim kosmopolitycznym duchem znikajacym w przeciągu pół minuty za rogiem dowolnej ulicy breslauowa... fatum, pech i wielka pogoń, nieodkryte pokłady desperacji we mnie,. Wspaniały dzień, nie ma nadziei, bawmy się

wtorek, 13 listopada 2012

nie muszę chcieć, po co miałbym chcieć

budzę się i mam ochotę nie wstawać dzisiaj z łóżka. Potem myślę o tym, z świeci słonce i kiedyś tak niewiele trzeba było do szczęścia- wolny dzień i ładną pogodę można było spożytkować w dowolny sposób i każdy był dobry. Ostatnio o czym nie zamarzę- spełnia się. Ale jedna sprawa pozostaje w sferze marzeń stając się z każdym dniem bardziej odległa. I to jest treścią moich dzisiejszych snów, z których chciałam się nie budzić. więcej. Po przebudzeniu miałam ochotę tylko umrzeć. To jak siedzenie w teatrze w ciemności obok nieznajomej-znajomej osoby. To jak pewność, że oboje myslimy o czymś innym z całych sił imitując naturalny śmiech z kiepskiego spektaklu, na który żadne z nas nie miało ochoty iść.

jedyne na co mam ochotę to spacer, nie musi być nawet bardzo intelektualna rozmowa, coś niezobowiązującego bez męczących konwencji zabawiania czy zbawiania. Albo długa jazda autobusem o zmierzchu do leśnej i górskiej mekki.

słucham dużo ukrainy, ale też voo voo. Nie mogę czytać topola w obliczu rolanda, czy tym bardziej pieśni o nim. Studnia i Jurij i nic, nic poza tym....

dam się oczarować każdemu (w przyzwoitych granicach...), wiec dlaczego teraz, dlaczego to?! Pilnie poszukiwane odstępstwo od reguły, proszę nadsyłać zgłoszenia, zostaną rozpatrzone w ciągu czterech dni roboczych...

Jakaż to rozkosz słuchać kanzono herezula w samym sercu gniazda os !

czwartek, 8 listopada 2012

nie budiet wiesny

wolne dopoledne, zamiast czytać o manuskryptach siedzę tu i nie mogę się oderwać. Słucham głosów z Ukrainy i czytam historię marihuany. Może jestem już stracona. Żołnierz z baru nie śni mi się po nocach, bo nie śpię, zapadam jedynie w lekki letarg.

chcę jechać do Czech. Moje życzenie spełni się za jakieś dwa tygodnie. Zazrak?