niedziela, 27 listopada 2011

na marginesie

co różni byt od buta?

wychodzę furtką z terenu strzeżonego przez Kota Atmana (no dobra, nie wiem jak się nazywa, ale powinien mieć na imię Atman), który zostaje brutalnie wykopany z domu przez imperatorową. Wszystko podejrzanie lśni i jakoś przyjemnie się słucha Johana Johannsona w drodze powrotnej. Oprócz "tego od ciastek" i "butów" nie mam większych błędów, których nie dałoby się naprawić. Ale idąc ścieżką przed domem, jeszcze o tym nie wiem, jeszcze rozkoszuję się dźwiękiem i kotem bez najmniejszych oporów . Gdyby nie spotkanie ducha w przejściu, gdyby nie ta postawa obronna, gdyby nie gest ucieczki, niedokonany, a jednak w domyśle całkowicie realny, na końcu języka jakieś plugawe słowo, coś w powietrzu, może ten papieros, może tylko wrzące ze wściekłości powietrze...

ale tym razem złość skrapla się jakoś wolniej, tylko tępy ból pod żebrami, szybko minął, bo już na drugich pasach bez tchu przemierzam bezśnieżne asfalty opola. 
I niech tak będzie.
kot Atman pewnie jeszcze włóczy się po nocy, potem wróci do domu, jeśli imperator mu otworzy. Zimny otrzepie się i padnie w pierwszym lepszym kącie, będzie śnił o bytach transcendentalnych...butach immanentnych...?

1 komentarz:

  1. Zawsze jestem podrażniona tym, że nic z Twoich wpisów nie rozumiem. Za sprawą a to skomplikowanych twojo-codziennych metafor, a to przez tą odwieczną filozoficzną składnię. Ale dzisiaj ten kiciak rekompensuje wszystko :) Rozpływam się...

    OdpowiedzUsuń