środa, 27 kwietnia 2011

Těšínská!

Czas wreszcie w drogę, nie można rozpamiętywać w kółko- powiedziała ta, która przenigdy nie pozwalała sobie na ten luksus, no, może raz (za razem i zawsze był to ten ostatni). Wyruszyć, w droge dokądkolwiek, byle tylko zaprzątnąć sobie głowę słońcem i gwiazdami. Są rzeczy, których nam i tak nie odbiorą. 
Do czeskiego raju, daleko od zadymki w stolicy papiestwa jedynie słusznego i ostatniego Takiego.Daleko od ludzi, którzy albo udawali, że są choć trochę bardziej, a którzy może i teraz przeistoczyli twarz w kolejną maskę. Z dala od filozofii o twarzy, która przyprawia o dreszcze, bo taka nie do przyjęcia. Zabieram pod pachę wieki ewolucji, która jawi się coraz wyraźniej (szkoda, że człowiek nie uznaje doboru naturalnego- gdybym miała taką szansę, pewnie zostałabym pożarta przez sprytne osobniki, bo zbyt bym się zaczytała lub zamyśliła lub...). Mam ochotę na zakazaną mi kiedyś przez kogoś książkę. Nie uznaję zakazów jeśli o książki chodzi- 120 dni Sodomy to doskonały przykład...


Nie zgadzam się na milion rzeczy, które spotkały mnie dzisiaj. Ani na napój "podwójny smak głębi" wypity na spółkę w pędzie. I raczej na ten pospiech jeszcze bardziej się nie zgadzam. I już!




Jedźmy już!
Pogranicze czeka na podbój
Jak to śpiewa pewien pan- w morzu jest dużo miejsca i jeszcze starczy dla wielu.
 
jednou za sto let zázrak se koná
zázrak se koná

SVĚT JE MALÝ POMERANČ

wtorek, 26 kwietnia 2011

czyż nie śmieszne to?


„Jeśli już pytamy ustawicznie: czym jest dla nas sztuka, jaki mus każe ją stale uzupełniać i stale do niej wracać- to odpowiedź, być może, zawiera się także w fakcie, że dzięki niej nasze własne, pojedyncze, zakreślone ciasnym kręgiem życie rozszerza się na wszystkie czasy, kraje, sprawy i tęsknoty”


klatki, klatki

wymęczyłam esej dla studenta

Wszystkiego naj dla Siulli!

środa, 20 kwietnia 2011

może nasze życie to sen w którym śnimy, że nam się śni...

Książka o książkach.
Dla mnie ogromną przyjemnością jest czytać, jak komuś dobrze czytało się coś innego. I tym razem trafiłam na kolejną książce w książce- to dosyć trudne zorientować się kto jest kim i w którym wymiarze czasowym, o przestrzeni nie mówiąc... ale chyba nie to jet celem. Są jednak na świecie ludzie, który kochają książki bardziej od innych przedstawicieli swego gatunku i bardzo mnie to cieszy. Uciekam w książkę nieświadomie i zawsze mnie irytowała mnie cała ta semantyka biblioteczna. Do tego niemiłe panie bibliotekarki i nieprzyjazne budynki bibliotek, które raczej odstraszają. 



Ze zgrozą zauważyłam, ze bywam tam coraz częściej- tam, to znaczy w bibliotece Jana Pawła- Stachury. Mimo wielkich pomstowań jednak jest parę kroków bliżej niż wojewódzka i można dotknąć, przejrzeć, powąchać egzemplarze. Nie znaczy to, że się przekonałam. To po prostu coś innego niż wpisywanie fraz, trochę mniej automatyczne.Ale ideałem nie jest- o nie...

Znalazłam kiedyś dawno na jakimś bibliolubnym blogu: zamiast papierosów- powieści na karteczkach. Idealne na nudną lekcję, marzę o takim wydaniu, choć niekoniecznie Kafki.

"Błogosławieni ci, którzy wiele czytali w dzieciństwie, bo do nich zapewne nigdy nie będzie należeć Królestwo Niebieskie; ale za to będą mogli wstąpić do Królestwa Niebieskiego innych i tam nauczyć się różnych sposobów wychodzenia z własnego piekła dzięki niefikcyjnym strategiom fikcyjnych postaci."

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

kolonie...

Nie wiem, czy tak można, ale wobec wszelkich zaistniałych sytuacji jest to mało istotne. Zamieszczam wiersz Różyckiego. Tomik najlepszy ze wszystkich jego jakie czytałam. Aż żal oddawać. Nie ma kto kupić mi własnego. Z resztą to zastanawiające- kupić komuś tom poezji... to takie osobiste, niemal intymne. "Jak mogę polecić Ci, co masz czytać, skoro nie znam Twoich bliskich?". Niestety coś w tym jest...


Coś nas jednak popycha, ten strumień powietrza,
który niesie nasz bolid tu na autostradzie,
z czyich ust wyszedł? Dokąd? I kto go prowadzi,
ten dyskurs w środku nocy skierowany w ciemność,

którą język otwiera, jednym czystym dźwiękiem
przekraczając jej zamek, znajdując zasadę,
według jakiej się mnoży? Ktoś nam różne kładzie
przecinki, gdy slizgamy się po złej powierzchni

wnętrza tej nocy, mowy. Ktoś czuwa nad rytmem
tego kwietnia, tych ruchów, które rozcinają
atramentową głębię. Która to zasada 
chce, że morze uniesie, a która, że przyjmie

cieło jak w bursztyn? Znaki te stawiam przesądnie,
na ofiarę dla ciebie, powietrza i ognia.



Chwila rozmowy, która nie daje ulgi. Nie to, więc chyba już nic. A zabawa nawet najbardziej niewinna zaczyna przeradzać się w horror, krótkometrażowy czarno-biały filmik bez happy endu. A ja oczywiście dramatyzuję i jestem pesymistką, choć nikt nie może pojąć, ze nie czytałam Schopenhauera. Filozofia przepada. Tylko finalista. Nie chce tej goryczy, ale co mam z nią zrobić, jak się pozbyć?
I co dalej? Walczyć, bez przerwy o samozaspokojenie?
Hmm...

niedziela, 10 kwietnia 2011

good morning starshine

Na Melindę chyba nigdy się- zbyt dużo nijakości, zbyt mało mroczności i tajemnic. Z drugiej strony na hippisa jestem zbyt pesymistyczna: to stan umysłu, a nie ducha, a mnie pociąga przecież anarchizm metodologiczny i agnostycyzm. Ale czy nie jest się tym kim się czuje?
Regularnym Dezerterem. Leniem Patentowanym. Pomarańczowym Krasnalem. Krwawym Mścicielem. Dmuchawcem na Wietrze. Rozczochranym Złym Człowiekiem. Twórcą Teorii Nosowej. Obywatelem Świata. Toż-Samym. Petentem za Dziejowym Zakrętem. Złodziejem Cytatów. Harruchem. Romsim. Dzieckiem Wody. Tą Jedyną. Którąś-z-Kolei. Bańką Mydlaną. i tak dalej bla, bla...

Kiedyś miałem 
tu własny prywatny raj, stałem pod jabłonią
i Bóg wyciągał palce, robił całą dłonią 
te ruchy tylko dla mnie, znałem je na pamięć.




A niech to wszystko!... zieleni się i już, nie ma zamiaru na mnie czekać, ani wiosna, ani cała popędliwa natura- intuicjonizm i tyle. Mrówki i Bergson. A co w maju, czym się będą maić drzewa? Zabraknie kwiatów, tak jak ludziom brakuje czasem łez, gdy zbyt szybko popadną w rozpacz. Wtedy to nawet majowa powódź nie pomoże. Żadna Melinda nie wróci z zaświatów.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

trzy erki...?

Dawno nie zaglądałam na zieloną sprawę, a szkoda, bo inspiracje deszczowo wiosenne dobre na wszelkie rodzaje chandry, kiedy maturzyści nie mają czasu ze ,mną pogadać... Zawsze sobie mówię, ze kiedyś na pewno też coś zmajstruję... kto wie...
Na razie zachęcam do odwiedzenia. Pozwoliłam sobie skraść kilka zdjęć. No, może więcej niż kilka- od kiedy odwiedzam tą stronę trochę się tego nazbierało. Dziś poprawiam sobie humor...niezbyt skutecznie.


Drzwi sa wspaniałe. Wyobrażacie sobie co się dzieje podczas słonecznego lata? Sen szalonego cukiernika!


Herbaciane czajniczki- prawie jak w Bielawi. Z tym, że Bielawa pod względem dzbanuszków wszelkiej maści bije na głowę każde inne miejsce świata. Z resztą nie tylko pod tym względem... ;)
Dziś to tyle, ale planuję wrzucić kilka zdjęć ogrodowej partyzantki na ulicach wielkich niepolskich (niestety...) miast. Pomyślę o tym w najbliższym czasie. Północ północą, a wiosna tuż. Ostatni śnieg tej zimy...