Śniła mi się Ukraina i Bob Marley (albo Hajle Selasje) i genialne zdjęcia które robiłam na pustej przestrzeni. I piosenka tego lata, albo następnego. Hm...
przegapiłam dwie ostatnie audycje i dzisiaj też się na to zanosi- niech to...
Wczoraj powiało zimą- zmierzch o piątej i zupełnie ciemny korytarz na którym rozgrywa się życie nerwowego kosmosu, aż dochodzimy do końca, gdzie wybrzmiewa półton zielonego światła. I jest tak normalnie i dobrze i wychodzę na późnojesienny chłód miasta i jest mi zimno i dobrze i oddycham głęboko i spokojnie, a potem idę poczytać do biblioteki gdzie nie muszę się odzywać do nikogo i nikt mnie nie zauważa, bo o to właśnie chodzi, że zakotwiczam się gdzieś pod ścianą z gazetą i nic nie muszę, odreagowuję, jest nieźle, nie jest źle... a potem wchodzę w kolejny świat, i widzę jakiś cholerny pochód i faceta z trabką pod pomnikiem, przez chwilę brzmi jak z "Niewinnych czarodziejów", ale szybko się opamiętuje i zaczyna piękny, wyrachowany marsz...ech!
puenty brak. I kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz