Tym sposobem zakończyliśmy Miłoszomanię i Miłoszał.
..zaczęłam lubić "Przemiany" Czechowicza...
Rozbieranie Justyny i pusta rama. Świece, duchota na sali, pomyłka ze zmęczenia i drwiący śmiech "tych z Krakowa". Proszę bardzo, niech się pan śmieje, wszystko co mówi o sobie to prawda pod zwiewną mgiełką autoironii, bo przecież nie na tym to wszystko ma polegać. Herbata w filiżance i niemożność przełknięcia dosłownie niczego prócz ciepłego woskowego powietrza. Dla równowagi po prawicy człowiek przyzwoity, życzliwy i spokojny, choć wierci się na krześle okropnie... A pomiędzy nimi uosobienie poetyckiego spokoju i harmonii- i niech mi ktoś jeszcze raz powie, ze to nie rzutuje na usposobienie człowieka. Jeśli ktoś pisze tak regularnie, nie może być narwańcem w typie Pana-Autora-Niespełnionego. I niech tak będzie, kto miał zrazić do reszty, temu się udało.
A dla mnie radio, co prawda bez pralki Frani już (jeszcze raz powtarzam- nie daruję!) za to w innym już studio, siedzimy eleganccy i zmoknięci, za szybką pan realizator. I jest cisza przed wejściem i łagodne, ale niegroźne niesłyszalne kołatanie serca i parę drobnych pomyłek, ale przede wszystkim ten spokój. Wymarzona praca dla mnie, nawet po drugiej stronie szybki, chociaż nie na zawsze.
i tak wszystko się przemienia w gorący piasek...
archanioły i ludzie...
suną mgliste rydwany...
nie możesz tego objąć szlifowanym w żelazie rozumem...
Otworzyły się oczy niebieskie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz