piątek, 30 sierpnia 2013

zero motywacji

Zbieżność okoliczności znów zmusza mnie bym pokornie przyznała, że nie ma rzeczy pewnych na tym świecie...

Gwiazda spadająca dokładnie nad naszymi głowami kreśli idealną linię jasności.

Przyznaję się: słucham dziwacznej muzyki, moje ulubione filmy nie podobają się nikomu prócz mnie, nie chce mi się dzisiaj pracować, bo dzień mam senno-przytulasty, raz mi zimno raz ciepło i nie wiem co jest, chodźmy do lasu najlepiej, nic już nie piszmy, patrzmy na ostatnie sierpniowe gwiazdy... wino i czekolada.

tak dawno nie czytałam polskiej książki dla przyjemności- teraz znów szybko nie będzie na to czasu, do połowy listopada zajęte wszystkie weekendy, będzie już tylko gorzej, weź się dziewczyno do roboty, tak obiecywałaś szybko to skończyć, a jeszcze nawet nie zaczęłaś!


jesień idzie? jakby ktoś wyłączył lato. Protestuję, oddajcie mi lato!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

puf puf

po wczorajszym tłumaczeniu symultanicznym chyba nie mogę już słuchać anglojęzycznych piosenek- umieram ze śmiechu myśląc jak wszystko się powtarza, jak szablony latają w powietrzu i treść gdzieś ulatuje kominem.


Pogoda rzeczywiście się popsuła, ale to dobrze, śpimy przy otwartym oknie a deszcz pachnie już wrześniem, niebezpiecznie pachnie wyjazdami na trochę dłużej niż tydzień czy dwa. Miasteczko P. nie podoba mi się wcale, ale niedzielne koncerty na placu w deszczu mają swój urok i za każdym razem wszystko to wygląda troszkę inaczej, wczoraj widzieliśmy już prawie dojrzałe jagody w lesie i mnóstwo opadłych liści, pa których chodził boso szurając stopami. Stoimy na skałach z rozpostartymi ramionami i jest chłodno i idealnie, w dole miasteczko brzydkie. Nie robię się tkliwa, to tylko spokój, jenom klid.

niedziela, 25 sierpnia 2013

pocity

Klusa ciąg dalszy. Niedziela i deszcz przyjeżdżający zawsze z aŭtobusem powrotnym. Uroczyste otwarcie strony internetowej, wycieczka na górę o pięknie szeleszczącej nazwie, widok na miasteczko i my na skale.
trawa jak włosy na wietrze, K i R wymalowane czerwoną farbą na drzewie, obowiązkowe zdjęcie z tym napisem i idziemy dale, idziemy pracować w niedzielę, teraz tak już będzie, wiem. 
uczę się słowackiego i wsłuchuję w swój oddech, uspokajam, bo wrócisz za dwa dni i deszcz odejdzie. Dotykam książek w kartonowych pudłach, dwa tysiące ksiażek, między nimi tłumaczenia polskich pisarzy, przypadkowy zbiór od przypadkowych ludzi. Z resztą wszystko zdaje się być ciągiem przypadków, tak to wygląda.Ale wszystko tak naturalnie, sen i ranek gdzieś po piątej, medytacje, spokój, śniadanie, znów pracujemy, już nie liczę poniedziałków, czy niedziel, zawsze jest niedziela, zawsze od kilku tygodni tylko niedziele, nieważne czy z czy bez.

za pomyślne dokumenty, udane projekty, siły i czas do pracy, przeszkody zawsze do przejścia i prawidłowe końcówki dopełniacza...
i coraz bliższe, czy raczej niewidzialne granice krajów

A ve tvým objetí, tak sladce náruživým,
stanu se obětí, stanu se kdo ví kým.
A pak s tvým úsměvem obletím celej svět
a tvoji nahou tvář pochopím nazpaměť.



czwartek, 22 sierpnia 2013

nic specjalnego


dwa dni
o ile nikogo po drodze nie zabiję.

ratuję się Klusem, Szerlokiem, kimkolwiek zagłuszam pustkę. o, nawet koszulki prasuję ostatnio...



środa, 21 sierpnia 2013

i niby czekasz tak samo jak ja...

no dobrze, jednak nadal przerażają mnie komputerowcy... trzeba być jeszcze kimś poza robotem i kalkulatorem na nóżkach... wolę cały dzień układać ciężkie pudła i liczyć książki albo obmyślać strategie w wersji papierowej, zabawy z programami przerastają moje możliwości poznawcze. Wracaj już!

moje krzesło znowu się rozpada, kładę się na sekundę na sofie i zasypiam jak kamień.
Takiej pogody jeszcze tu nie widziała- i to akurat w dzień, kiedy zechciało mi się założyć moje najładniejsze pantofelki. Brnę po kostki w wodzie i jest mi wszystko jedno, do późna w pracy, kiedy wracam już tylko bar jest otwarty, chociaż i tak wszyscy zbierają się do wyjścia. I nawet nie mam czasu poczytać, nie mówiąc już o poprawkach...

słucham pół dnia Maleo- odbija mi? Nie będę tłumaczył się jak winny ktoś...

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

zapowiadają burki

przesłuchałam już wszystkie smętne piosenki w okolicy, też chciałabym do Chorwacji, dziś samodzielnie skręciłam rozpadający się fotel, mogę wracać do pracy, ale nie chcę, już nie mam dzisiaj siły, trzecia zielona herbata, nie mogę sama spać w tym pokoju, księżyc tak mocno świeci mi przez okno, akurat w twarz

wszystkie spodnie są na mnie za duże

sobota, 17 sierpnia 2013

chybíš mi

zakochana w Klusie! nic na to nie poradzę...

 
 
Našla jsi místo mezi duší a srdcem
a já slepě s bílou holí,
nesmělý k čemukoli
dotýkám se tě
společně s tmou,
když usínáš pode mnou.

piątek, 16 sierpnia 2013

dziś słuchamy beatelsów w pracy

waham się, waham

tylko dwie możliwości, a jednak to zmienia wszystko, wracać na studia do zimowo jesiennego zachlapanego miasta, do kołowrotu tramwajów, sporadycznych imprez zawsze kończących się tym samym poczuciem samotności... albo zostać nie będąc pewnym tej decyzji skazując się chcąc nie chcąc na rok w nudnawym mieście z dwiema pizzeriami i fontanną na placu, myśleć o ideałach, dla których się tu przyjechało, marznąć w zimie, ale przynajmniej bliżej ciepła, ręka w rękę, jechać 12 godzin na dwa dni do domu i wracać tu w pośpiechu, liczyć przepracowane godziny...

gdyby chociaż tu był, gdybym mogła być choć trochę bardziej pewna
powtarzam sobie, ze co ma być to będzie, że może zdać się jak zawsze na przeczucie w ostatniej chwili

czyżby zaczynały się właśnie pierwsze chłodne noce? wracaj już! zaczęłam nawet czytać nowego szerloka z samotności!

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

zapracowanie

dziś spadną gwiazdy. Mam nadzieję, że nie wszystkie.
dwa tygodnie to nie wyrok. pierwszy krok. drugi w tył.

niedziela, 11 sierpnia 2013

and I'm home now though I'm far away

kilometry, celsjusze, megabajty,  minuty, minuty...

3375 forintów
142 czeskich koron
12,36 złotych
14,30 euro
1 gwiazda

srebrny rozbity samochód, prawa autorskie, zachód słońca w madziarsku na stacji benzynowej (mam wrażenie że jedziemy gdzieś do grecji lub przynajmniej do serbii...), gwiazdy spadające do jeziora, w którym pływamy nocą

 budzę się znów z tą samą kartką nad głową, jedynym dowodem, ze byliśmy tam.
przepoetyzowane myśli, wyłączam, wyłączam,siedzimy na trawie ale jakby poza tym wszystkim, w cieniu, medytacja w kręgu, zawsze mnie to trochę bawiło a trochę pociągało, potem czuję zapachy i widzę kolory wyraźniej, potem tańczymy wieczorem, jest mi tak dobrze.