Za dużo tego pisania, zdecydowanie za dużo.
Zbyt to nieformalne, zbyt rozpasane, żeby mogło ujść komuś na sucho. Ale teraz nie mogę się skupić na niczym innym. Jedno zdanie, kilka niewinnych słów zręcznie, niepostrzeżenie wplecionych gdzieś w środek tego kontrolowanego chaosu, żeby zburzyć mój porządek, obudzić i wyrwać na chwilę z zimowego marazmu. Jak błahy, nic nie znaczący mały przedmiot, który upadając nie robi wielkiego hałasu, ale jednoznacznie każe się podnieść i odłożyć na miejsce. Może to stan przejściowy- sekretne drzwi prowadzące w sam środek tego świata, w którym ludzie są elokwentni i ezoteryczni. Świata, w którym każdy gest ma znaczenie i nikt nie jest uznawany za psychopatę bez wyraźnego powodu. Gdzie zamiast grubych, nieznośnych dla uszu słów obraza jest subtelna, eufemistyczna i jeszcze bardziej bolesna.
Czy naprawdę chcemy takiego świata? Podejrzewam, ze po czasie- jak każdy inny- traci swój urok i staje się perfidny w swojej zwiewności, nachalny i zwyczajnie nudny.
Więc może jednak żyjemy na najlepszym z możliwych. Kto wie.
"Ja pana pytam, jak się pan ma, pan odpowiada z kolei mnie pytając, jak ja się mam. A oto moja odpowiedź: doskonale, Jamaica John, mimo wszystko doskonale. Towarzyski ping-pong, równie rozkosznie durny jak bisy po koncertach, karty ze świątecznymi życzeniami i jeszcze jakieś trzy miliony innych rzeczy. Pyszna wazelinka, która tak cudownie smaruje tryby wszystkich maszyn świata, jak mawiał Spinoza."
hm...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz