wtorek, 29 listopada 2011

wypisuję listopad do dna

dziś bez kotów i snów
ciszy i ciepłych skarpet. Ot, tyle na ten temat...
prace społeczne w toku. Jutro odhaczamy punkt pierwszy i dwie trzecie.

Pałaszuję jesienne chmury przyprawiane wiatrem skandynawskim- mniam, mniam.

I czemu właściwie mam w środku zimy myśleć o czarnych sukienkach, skoro ich nie lubię?
grr...

poniedziałek, 28 listopada 2011

Kraina Wielkiego Kota

Już trochę czuję jakbym mieszkała w tym domu z drewna ukrytym wśród chaszczy. Wita mnie znów kot, Salomon tym razem, próbuje wdrapać się na drzewo i wyczynia karkołomne akrobacje na murku. Kiedy go zauważam ze spokojem udaje, że jest bardzo zajęty toaletą- co robią koty gdy nikt nie patrzy?
...

na szczęście jest również Atman, zawsze bardzo przyjacielski- przynajmniej dla moich nóg. 
jest wprost idealny. Nie mógłby być bardziej koci.

dostaje wczesną kolację w kuchni, ale nie rusza jej przez cały czas gdy rozmawiamy. Gentelmen i elegant pomimo tak niskiego pochodzenia.
 

nie ma niestety bliźniaka Atmana- on jest niepowtarzalny.
Wracając podśpiewuję, bo autobusy jakoś bezsensu- Starsi Panowie ratują mnie przed zamarznięciem. Oraz jedna, przepiękna piosenka o róży, pajączku i kawiarni.
Bredzę? Bredzę wystarczająco, by nie zasnąć tej nocy do drugiej, więc czy ma to jakieś znaczenie?

Wstępujemy na przestwór oceanu.... Jeśli tempo pracy przyspieszy mi o jedną setną godziny, awansuję na wyższy poziom świadomości i będę lewitować nad ziemią.
Na początek dwa centymetry.

niedziela, 27 listopada 2011

na marginesie

co różni byt od buta?

wychodzę furtką z terenu strzeżonego przez Kota Atmana (no dobra, nie wiem jak się nazywa, ale powinien mieć na imię Atman), który zostaje brutalnie wykopany z domu przez imperatorową. Wszystko podejrzanie lśni i jakoś przyjemnie się słucha Johana Johannsona w drodze powrotnej. Oprócz "tego od ciastek" i "butów" nie mam większych błędów, których nie dałoby się naprawić. Ale idąc ścieżką przed domem, jeszcze o tym nie wiem, jeszcze rozkoszuję się dźwiękiem i kotem bez najmniejszych oporów . Gdyby nie spotkanie ducha w przejściu, gdyby nie ta postawa obronna, gdyby nie gest ucieczki, niedokonany, a jednak w domyśle całkowicie realny, na końcu języka jakieś plugawe słowo, coś w powietrzu, może ten papieros, może tylko wrzące ze wściekłości powietrze...

ale tym razem złość skrapla się jakoś wolniej, tylko tępy ból pod żebrami, szybko minął, bo już na drugich pasach bez tchu przemierzam bezśnieżne asfalty opola. 
I niech tak będzie.
kot Atman pewnie jeszcze włóczy się po nocy, potem wróci do domu, jeśli imperator mu otworzy. Zimny otrzepie się i padnie w pierwszym lepszym kącie, będzie śnił o bytach transcendentalnych...butach immanentnych...?

sobota, 26 listopada 2011

Hufupukar

najpóźniej za godzinę trzeba wziąć się w garść
do tego czasu jeszcze Jonsi.
Jonsi jest najlepszy.

jak to ugryźć, z której strony...
a przed Miłoszem Świetlicki, bardzo dobrze, gdyby tylko nie ta scena, światło, szymy...

piątek, 25 listopada 2011

zylion kwadrylionów

jak dobrze być poziomką
ten tylko o tym wie
kto tego sam spróbował
i sam poziomką jest

kosmiczny szał i cząstka Higgsa z bułką pod Brukselą, a teraz jeszcze Łąki Łan?
Miło czytać o zasadzie nieoznaczoności i wreszcie wiedzieć o co chodzi. Dlaczego fizyka zaczyna fascynować dopiero po tak długim czasie? opóźnione działanie przedłużone uwalnianie, etatowe wydłużanie terminów do nieskończoności za drobną dopłatą. Ale czymże są pieniądze w obliczu nieskończoności i płonącego stosu?

Trzeba sobie powtarzać, ze nic się nie dzieje, trzeba czytać nawet Huma sceptycznie, trzeba się dystansować, nie samą myślą żyje człowiek, nie samym tylko oddechem wypełnia się dzień po brzegi, po resztki wytrzymałości, do granic oporu i z powrotem. I eksperymentalnie weryfikujemy mesjanizm, przeróbmy odstrzeloną dawno ideę, bo w końcu kto jest trzciną na wietrze, skoro nie my?

wszystko nie tak!

środa, 23 listopada 2011

migam,migam się, tańczę we śnie

kiedyś kupię parasol
i tak jak wszyscy w szarym płaszczu zniknę we mgle

Jaka motywacja, jesli myli twoje imię? Zła odmiana, bunt, rewolta i ckliwa matematyka.

Nie mów nie, bo będę myślał, że nie
Powiedz tak, to słowo lepszy mam smak
Nie mów nie, niech jeszcze potrwa ten sen
Bądźmy dziećmi jeszcze raz
 
ja chcę na koncert Janerki, ja chcę mieć już pewne sprawy za sobą, chcę dokończyć samozniszczenia, na które godzimy się wszyscy, mniej  więcej tak samo.

kolorowy odlot na Paragwaj
 
przypowieść o dwóch szlachcicach wiele adekwatna do stanu duchowego po trzech godzinach udowadniania uczniom, że matura to środek dyscyplinujący, tłamszący, który ma na celu udowodnić, że wszyscy jesteśmy idiotami - kto się boi wilka złego niechaj szybko idzie spać. A my poigrajmy z ogniem nocy.

poniedziałek, 21 listopada 2011

nieopodatkowany i miazga!

spóźnione życzenia wesołego filozofa i spóźniona reakcja obronna

Miazga!
zostało kilka dni. Może po Drodze zdarzy się jeszcze coś. Miętowe tabletki, miętowy płyn, miętą pachnie kocia miętka, tylko co z kotem?
Nabieramy tempa w naszych orbitach. Metafory odległe, pozaginane kanty książek, znaczki pocztowe, cały nasz papierowy światek złudzeń. Wolę łudzić się do końca, litero!

i chociaż jeden dzień zupełnie od ręki, spokojny, pewny, stabilny. Od jutra wskakuję na kolejną huśtawkę, jeszcze nie o tamtą stawkę, ale z wiatrem!

czwartek, 17 listopada 2011

fantazja jest od tego...

opowieść dla pluszaków na żywo z domu gdzieś na Zaodrzu.
A mnie się marzy, ach marzy...
tydzień jeszcze tydzień, jeszcze ty - dzień !
chyba zawsze jest jednak na co czekać. No i te niezaplanowane wypadki, te wyskoki zza krzaka przy drodze, te niedokładności w orbitowaniu, cała ta masa niedookreślenia. Chłód wieczoru wprowadza mnie w taki dziwnie szampański nastrój, niewytłumaczalna euforia zimna, na chwilę przed zamarznięciem i hipotermią.

poniedziałek, 14 listopada 2011

poniedziałkowe nieprzystosowanie

jest jeszcze nadzieja, że uda mi się wyplątać, ale marna, więc lepiej się nie łudzić.
 
polowanie na zaświadczenia
kontestacja angielskiego
kot staruszek w drzwiach obcego, ale całkiem ładnego domu
ludzie mówiący do siebie w komunikacji miejskiej
skórzana kurtka
ciastko z sercowatym wzorkiem
"dramatyczna sytuacja"

sama nie wiem, czy dobre, czy złe sny
smętne czeskie piosenki

niedziela, 13 listopada 2011

...aus Berlin!

jak się mają dwa miliony warszawskie do ośmiu berlińskich przekonałam się wczoraj. Kiedy "Niemcy biją Polaków" przechadzamy się po zimnej stolicy i gubimy w muzeach- tempo tak zawrotne, że nie wiem kiedy i jak jestem z powrotem w Opolu i znów mieszam w książkowym kotle bez ochoty i zapału. 
zaczynamy tu, w Berlinie Wschodnim; pierwszy raz jadę prawdziwym U-Bahnem i słyszę tysiące języków podczas przejazdu dwunastu stacji podziemnych. Obserwacje jak na wyspie tropikalnej, a jednak współgra ze sobą ta wieża Babel.Podoba mi się design  metra i ogólny wygląd miasta, park w samym centrum i droga do Bramy Brandenburskiej, z której zawracają piętrowy miejski autobus bo Oburzeni maszerują ulicami Berlina- bardzo grzecznie i bez zamieszania. 
Omijają nas tym razem pieczone kasztany pod Tiere Garten, muzeum Żydowskie, Brama i kilka innych ważnych rzeczy, ale pomimo chłodu i tempa jest wspaniale, jest miejscami nowojorsko, aż zaczynam wypatrywać Allena za rogiem i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie jestem w Europie, a właśnie w jakimś megapolis amerykańskim... 

 
nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, pewnie gdy oglądaliśmy wystawę i udawaliśmy Niemców w mieście świateł i wchodziliśmy do polskiej chłodziarki (dozwolone od 16 roku życia!;).  Tydzień nie starczyłby na jego przejście!

A o stosie książkowym dowiedziałam się przed chwilą, pomnik literatury i filozofii niemieckiej, szkoda, że nie udało nam się tam dotrzeć, ale jestem pewna że to nie ostatnia moja wizyta w tym mieście- w końcu zostanę przecież bezrobotnym sprzedawcą precli aus Berlin.
PL? tysiąc lat za resztą cywilizowanego świata!

piątek, 11 listopada 2011

Verstand

Śniła mi się Ukraina i Bob Marley (albo Hajle Selasje) i genialne zdjęcia które robiłam na pustej przestrzeni. I piosenka tego lata, albo następnego. Hm...

przegapiłam dwie ostatnie audycje i dzisiaj też się na to zanosi- niech to...
Wczoraj powiało zimą- zmierzch o piątej i zupełnie ciemny korytarz na którym rozgrywa się życie nerwowego  kosmosu, aż dochodzimy do końca, gdzie wybrzmiewa półton zielonego światła. I jest tak normalnie i dobrze i wychodzę na późnojesienny chłód miasta i jest mi zimno i dobrze i oddycham głęboko i spokojnie, a potem idę poczytać do biblioteki gdzie nie muszę się odzywać do nikogo i nikt mnie nie zauważa, bo o to właśnie chodzi, że zakotwiczam się gdzieś pod ścianą z gazetą i nic nie muszę, odreagowuję, jest nieźle, nie jest źle... a potem wchodzę w kolejny świat, i widzę jakiś cholerny pochód i faceta z trabką pod pomnikiem, przez chwilę brzmi jak  z "Niewinnych czarodziejów", ale szybko się opamiętuje i zaczyna piękny, wyrachowany marsz...ech!

puenty brak. I kropka.

środa, 9 listopada 2011

nic godnego uwagi

Ale nie dlatego do Pani piszę; ten list wysyłam z powodu królików; uważam za swój obowiązek zawiadomić Panią o tym; i dlatego, że lubię pisywać listy; i może dlatego, że pada.

niech będzie i o królikach i o fotografiach, które po tak długim czasie wreszcie zerwałam ze ściany i o powracających pytaniach, jak również o telefonach w najmniej odpowiednim momencie. Coś jest nie tak z tym życiem i widać to w każdym pojedynczym dniu, akceptuję zaocznie, żeby nie tworzyć problemów zbędnych, ale wreszcie codziennie dochodzę  do tego punktu absurdu, nieważne czy pod wpływem czy samotnie, jest to tak jaskrawe, ze ślepiec by zauważył. Najgorszy byłby jednak dzień, w którym tego punktu b zabrakło, bo czy znaczyłoby to, ze się umarło, czy zwyczajnie przywykło (przecież to niemożliwe!).
Piekło to Inny i piekło to ja. I jeśli pewnych spraw nie rozwiąże się w porę przejdą do normalności, która jest nieudana, chora, oszalała.
Tak się dzieje i stąd mamy groteskę- po chwili przestaje być śmiesznie, kiedy dociera do nas, że to czysta prawda.

o tak lubię, o tak
oddałabym wiele za kąt osobisty wyłączny użytek, cieszę się jednak, że chociaż na chwilę udało mi się załagodzić tę kwestię i przejść do porządku dziennego. Sprawa jest, ale jakby boli mniej, podczas gdy pojawiły się poważniejsze i pilniejsze. Jakie to w końcu ma znaczenie? Jak poczuć się lepiej gdy ma się do stracenia wszystko?

wtorek, 8 listopada 2011

56,7 KB i co dalej

myślę o wszystkich niewydarzonych chwilach i o Kancie w kącie.

złość na zmianę z Leśmianem i kiepską książką
"chciałbym być zawsze niewinny i prawdziwy, chciałbym być zawsze pełen wiary i nadziei"
tylko uwierzyć, że może być lepiej. Wystarczy jedno słowo, które ożywia lub zabija- które na jutro? Strajk milczenia działa, a może wpadam we własną pułapkę. Porzucamy fotografię na rzecz "granic wiedzy" więc rysunek adekwatny. A na moich marginesach poznania wykwitają geometryczne rudery z głębi bezwładności. Głupawe piosenki dla dzieci odkrywają przede mną więcej tajemnic egzystencji niż niejeden traktat epistemologiczny, ale niestety i za te drugie czas się zabrać.
Czarny koń a teraz perła. Okrąglutka i bez połysku, zupełnie tego nie czuję... gdzie to znaleźć? 
Berlin za 4 dni!

wtorek, 1 listopada 2011

Jezus nie jeździ mercedesem!

piszę to trzeci raz słuchając od trzech godzin Studni i wracając do normalności- i już wiem, że to ma się nawet nie w głowie czy sercu, a gdzieś we włosach chyba jak twierdził filozof Lennon, czy coś koło tego. I jest dobrze, ale będzie tylko gorzej jak wskazują wszelkie znaki na niebie i ziemi, a niebo -wiadomo, nie sprzyja od dawna i już nie będzie. Więc pofilozofujmy na temat przyszłości i wojny która jest nieuchronna i wybuchnie krwawo za tydzień bez jednego dnia a potrwa chyba póki żyjemy, pokolenie bez brudnych kolan za to w pięknych szpilkach i z paznokciami lśniącymi i długimi. 

Bo każda idea przetrwa, byle się nie dać zmanipulować.
Bo każdego dnia narzucamy sobie tysiące beznadziejnie absurdalnych grzecznościowych gestów i fraz, których przecież nikt od nas nie wymaga. I po co? Ze strachu? A jak ktoś śmie powiedzieć, zdemaskować, pisnąć choćby słówko... coś jest tu zupełnie nie tak...profdrhab, a taki głupi i bez refleksji.
wieczne dzieci Pipi. I opowieść o dziewczynce, która wiadomo co spotkała i wiadomo gdzie...
połaczenie przez Studnię bardzo mi się podoba.

śni mi się zagłada, wiem że to profetyzm. Za tydzień. I będzie po nas.
nareszcie!