pustosłowie i angielska nowomowa- wplecione niby od niechcenia słówka uczyniły nas bardziej cool i nikt już nie musi pracować na standby'u, gdyż oficjalnie zakończył się Kongres.
Nie uwierzę w Twittera, ani w Facebooka, wystarczy mi książka w dziale czytelniczym w miłym towarzystwie. Nie sposób obejrzeć wszystkiego- selekcja i jeszcze raz selekcja. A organizacja to już całkiem inna bajka. Wracam do świata odświeżona i rześka, ale nie bez smutnych wniosków, które raczej utwierdzają mnie na moim dotychczasowym stanowisku. Było warto dla NN. I czerwonego auta z dynastią w głośnikach. I paru innych rzeczy, łącznie z antyfontanną, Baumanem, polaroidem, Piną.... Kinem Dźwięku! Wyliczyć się nie da- oddziaływanie silne, promieniowanie- zobaczymy. To trzeba przetrawić i przegadać za pół roku. Przygoda niezastąpiona i na nic niewymienialna. Łyżka dziegciu w beczce miodu i wujek Googl. Pożądliwość i "och" oraz śpiewająca góra (Alleluja na cztery głosy!), "rechu-rechu" i ukłon. Chwilę klaszczemy dla przyzwoitości i wychodzimy raźnym krokiem. Koniec zaczął się już dawno, naszą rolą jest go doprowadzić do tego zakrętu za którym kryje się przeszłość. Lub cokolwiek dalej.
Dzisiaj jest to jutro co miało być wczoraj.
...wracać o pierwszej w nocy bez klucza i rozumu, doświadczenie bezcenne i bezecne zarazem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz