poniedziałek, 22 października 2012

tiru riru

Właśnie przed dwudziestoma minutami dokonałam swojego blogowego odkrycia roku, a może i wszech czasów- wspaniały, bliski, niemal namacalny, krecik z bajki, człowiek, który przewija się od półtora roku jak refren gdzieś w pobliżu; nie na tyle, by powiedzieć "znam go". ale też nie tak odległy, by nie móc powiedzieć o nim nic. Jednym słowem rachunek dzienny wyrównuje się: dwadzieścia minut wiary w harmonię świata w zamian za godzinne nerwowe wbijanie paznokci w skórę dłoni; rozkosz czytania myśli (nie?)znajomego, które okazują się zbieżne z moimi. Jestem polakożercą, dzikusem, nieujarzmionym szydercą z wewnętrzną i szczerą chęcią poprawy... i miluju vlaky. A mam se rad...

a może tylko bardzo chcę być do kogoś podobna, najlepiej mieć wspólne cechy z osobą, którą się podziwia

delikatna jak wata cukrowa całodobowa mgła nad Wrocławiem, ja w tej mgle.
mgła w mojej głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz