W ramach rozluźnienia tu sobie piszę, nie chce mi się silić na oryginalność, po prostu miałam świetny dzień, po którym mózg paruje z przegrzania ale czuję, że zmierzam w (bliżej nieokreślonym) dobrym kierunku i właśnie do tego służą mi studia. By uczyć się nieistniejących, syntetycznych języków, a na nudnawym wykładzie z komunikacji czytać Gombrowicza. I właśnie chyba ta lektura mi pobudziła dzisiaj lingwistyczno anarchistyczne pokłady sił, ochotę na czeskie piosenki przedszkolaka...
Więc ja chciałem być, jakowi młodzieńcy, co pojawiają się na stacjach miast prowincjonalnych z tobołkiem, gotowi do drogi, i na widok nadchodzącego pociągu mówią: tak, muszę się oderwać od miasta rodzinnego, to dla mnie za ciasne, żegnaj, miasto, powrócę może do ciebie, ale tylko, gdy szeroki świat urodzi mnie po raz drugi.
kurcze, od pewnego już czasu wchodzę tutaj i czytam, i za każdym razem czytam choćby w jednym zdaniu siebie. dziękuję za ten tekst pod zdjęciem.
OdpowiedzUsuńpodziękuj Gombrowiczowi ;) Ale i tak bardzo mi miło ;)
OdpowiedzUsuń