piątek, 5 października 2012

moddi melody

W pogoni za znikacjącym autobusem przemnierzyłam pół miasta- przygoda jak się patrzy, z dreszczykiem i deszczykiem, co kto lubi. Tajemniczy don pedro zaczyna się powoli odkrywać, ale tymczasem czytam cudze wiersze i czuję dziwny dyskomfort. Zmęczenie osiąga poziom początkowy- będzie tylko lepiej. Dziwna atmosfera w pewnej tłocznej kawiarni nie daje mi spokoju dwadzieścia cztery godziny po... dni są długie, męcząco długie, noce natomiast mijają niezauważone, ledwie położę się spać znów jest szósta rano, znów rozmawiam z nowymi ludźmi patrząc im prosto w oczy.

Nie ma takiej rzeczy, którą chciałabym teraz zmienić.
Nie ma takiej rzeczy, która pozostanie taka jak w tej chwili.

Patrzę na ludzi i zachwycam się: dłonie chłopaka w ławce przede mna, dziewczyna o imponująco dlugich włosach, kolor oczu nieznajomego, uśmiech nieskierowany do mnie, raczej zabłąkany, taki który łatwo jest przywłaszczyć.

Wrażeń jest tak wiele, jakbym wyszła z ciężkiego letargu, albo zaczęła głęboko oddychać. Chmura olśniewająco biała nad moją głową, wystarczy wyciągnąć rękę by jej dotknąć, w pakiecie granatowe niebo nocne, kosmiczny zapach mokrego miasta- znajomy i nowy jednocześnie.
dopóki o tym nie piszę, dopóki to się tylko dzieje jest mniej prawdziwe. wiem, nieopisywalne, ulotne, czuję jak przemija, jak bezsenność w pokoju z siennikiem, w moim własnym drewnianym pokoju na poddaszu pachnącym sianem i wolną miłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz