czwartek, 9 lutego 2012

zielone sny nad ranem

budzi mnie dłoń na mojej głowie. 
Przed chwilę śniło mi się, ze człowiek którego podziwiam, który budzi we mnie niezidentyfikowane odczucia leży wyciągnięty na jakiejś przykrótkiej sofie, śpi jak zabity; jego ręka zwisa jak na obrazie z Maratem, opuszcza się delikatnie na moją głowę , dotyka moich włosów (w śnie tym mam nadnaturalnie piękne włosy), przez palce prosto do głowy płynie muzyką, którą czuję nie tylko słuchem, ale wszystkimi zmysłami i każdym nerwem. We śnie tym jestem wyjątkowo szczęśliwa, to pierwszy od dawna dobry, naprawdę miły sen, który czuje się po przebudzenie przyjemnym ciepłem w całym ciele, który spowalnia ruch i czyni je delikatnymi...
a potem zaczyna się dzień
i jeszcze na historii zamykam oczy i myślę tylko o tych palcach i o uczuciu przenikania, a także o freudowskiej interpretacji moich najskrytszych marzeń; zastanawiam się, czy mistrz potrafi zobaczyć w spojrzeniu ucznia rzeczywiste jego, bardzo przyziemne  myśli...
oh, Johnny

potem mamy czekoladę spożywaną przy mruknięciach zadowolenia w niedozwolonym miejscu i posmak tego zakazu jest również w jej wiśniowym smaku. Przez chwilę ulegam iluzji że sama jestem tym smakiem, ale zawstydzona taką myślą wracam do zawrotów głowy, o które przyprawia mnie zestaw pytań.
I jest tak wspaniale i zielono, chociaż kończymy przed trzecią i wcale nie jest ciemno. Myślę wtedy że zielona koszula powróciła i żałuję, ze nie założyłam swojej, ale wszystko układa się tak idealnie choć dramatycznie i bez przyczynoskutku
oh, Johnny, Johnnny, Johnnny!

1 komentarz:

  1. Oh.Johnny.zielony Johnny.wiśniowy Johnny.szorstki Johnny,melodyjny Johnny...
    Też miewam takie sny. Cały dzień potem kołyszę się jak mały stateczek na główce od szpilki. Byleby nie spaść w rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń