czwartek, 23 lutego 2012

green, green Thursdays

rano mokną mi włosy i przypominam sobie lato kolorowych spódnic i gitar, ognisk pod puszczami wschodu. Ale myślę bez goryczy i tego słonawego posmaku zmęczenia- jest dobrze, pada deszcz, wygląda jak listopad i przez chwilę nawet wierze w tę krótką myśl, że jeszcze jedna szansa przede mną, a wiem jak będzie więc się przygotuję. Ale chociaż jest luty, chociaż już po wszystkim, jest dobrze, jest wspaniały dzień, jestem beztrosko wredna dla ludzi, którzy bezinteresownie mnie ignorują. Godzę się z losem, z kubkiem kawy na kolanach; rozmawiamy i jest znowu tak zielono jak nigdy. 
czuję że jednak jestem we właściwym czasie i miejscu...

wszystkie kawałki układanki zaczynają do siebie pasować i chociaż jest mi dane ujrzeć to tylko przez ułamek sekundy, kiedy nabieram sensu jak powietrza w płuca, to jest dobrze, bardzo dobrze i nie myślę przez dwie godziny ani o przeszłości ani o przyszłości tylko o filmach, muzyce, i podróżach, takich na koniec świata, zupełne ekstremum. Ogrzewam się słowami i tym ulotnym porozumieniem pozawerbalnym które między nami faluje; jestem jednocześnie na plażach Islandii, Japonii i w Wenecji późną nocą, widzę trzy identyczne nieba.
dotykam tej nitki szczęścia, najpiękniejszego bo irracjonalnego

"Sztuka ma w sobie coś triumfalnego, nawet gdy załamuje ręce;
Hegel?
Hegel niewiele ma wspólnego z nami, gdyż my jesteśmy tańcem"
dziś i ja mam w sobie to coś

1 komentarz:

  1. Zawsze mnie zadziwia jak niekompatybilne są moje i ludzi nastroje. Gdy mnie jest dobrze - inni się męczą i trudno się razem z nimi cieszyć życiem. A gdy jest na odwrót - to z kolei mnie dopada chandra. No nie dogodzisz ;)

    OdpowiedzUsuń