gry świetlne i burza w szklance wody- wczoraj, dzisiaj...
najpierw starsza kobieta, na którą zaczynam patrzeć z ukosa oblewa się mleczno żółtawym światłem, miękkim, tym, które każdego upiększa, wydobywa delikatność z twarzy i miodowo ciepłe odcienie włosów. Wszystko iskrzy popołudniowo, jakoś bardziej jesiennie niż zimowo... Powinnam skupiać się na tekście, ale nie mogę oderwać od niej wzroku; jest piękna jak nigdy wcześniej. Ma prawie zamknięte oczy a jej skóra w tym świetle jest aksamitna, nieśmiertelna, brzoskwiniowa. i tak miło jest na nią patrzeć i tak chciałabym ją zawsze pamiętać. Albo jak się uśmiecha w tym świetle do siebie i swoich myśli, jakby wcale nikt jej nie obserwował...
a dziś... stoimy na skrzyżowaniu, a chmury płyną szybko jak w Zwierzyńcu minionego lata. Raz błyska ostro, jeden promień przesuwa się po moich i jej włosach i gaśnie na ulicy, za nim następny. Wszystko ma kanciaste agresywne kontury i to światło też jest wyzywająco piękne bo zwraca uwagę na jakieś pożółkłe trawy, co się obudzą do życia za chwilę. Głębszy oddech, przecież wszystko pod kontrolą, przecież psy szczekają, karawana idzie dalej.
Nie wiem jak pisać, słucham nieudanej studni i cała jetem jakaś nieudana dzisiaj, nerwowe przewracanie szafy do góry nogami na marne właściwie, bo i tak czuję się obco we własnym ciele i cały czas się dziś spóźniam, a jego tam nie ma, siedzę i patrzę w stół, telefony, telefony.
to mógłby być ktokolwiek
(ale nie jest)
"Kicz jest zawsze darem, szmirę raczej my siejemy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz