Otóż wymiana, wymiana mi się zamarzyła, najbardziej przerażające w tym papierzyska i załatwianie formalności, ale nie tacy sobie z tym radzili, w końcu to wszystko dla ludzi, ktoś tam jeździ, wszyscy wracają zakochani i uradowani. I sobie myślę- dlaczego nie! --> tu sobie czytam i się napalam że aż mózg paruje!
na wszelki wypadek unikam ciasnych przejść, wind, zaułków full romantic, mrocznych sal kinowych... nie jest łatwo, wracamy z zajęć ręka w rękę, znów mgła, znów, to już tydzień, coś się dzieje, wisi w powietrzu, gesty jakby delikatniejsze, rozmyte granice, magnesy, orbity, omamy... aż mnie dreszcze przechodza na myśl o tej grze, której końca nie widać, to takie nieznośne i niewypisane i bardzo ekscytujące. A ekscytację tak łatwo zamienić w rozpacz i bezdech pomiędzy trzecim i czwartym piętrem.
nierzeczywistość życia w innym mieście, wreszcie poczucie, że istnieje coś poza! Jednak nie mieści mi się to w głowie- mam to na wyciągnięcie ręki jak teorie fenomeno, nocne życie (w miarę możliwości), programy, aktywności, festiwale. Dla równowagi weekend w najwspanialszym miejscu, a kolejny w cz. Bredzę troszkę, piję wielką kawę, wkuwam ruski, jest wspaniale, oj tak, zakochuję się, nie wiem tylko czy w moim nowym życiu, czy w spacerze mglistym jak aluzje w naszych rozmowach...
Aż mi dreszcze przechodzą od Twych mglistych, ciasnych, osnutych...
OdpowiedzUsuń