poniedziałek, 30 stycznia 2012

niepotrzebna słońce

do Japonii wysyłam list który nie odmieni mojego życia.
Poddaję się chaosowi numerów i peseli marząc jednocześnie o garstce słów złożonych mistrzowsko, które pozwolą na głębszy oddech. Uśmiechamy się do siebie i przez siebie, na wskroś, żeby uniknąć rozmów istotnych, żeby nie wyjść przypadkiem poza siebie i swoje ego, żeby nie zainteresować się drugim. To tylko ranking, to tylko procent a my zabijamy się dla ułamków punktu i prawdziwa magia zostaje pogrzebana wraz z tymi ostatnimi wolnymi myślami.

To najgorsza zima od lat.
Najbardziej żałosna i samotna.

chorobliwy głód słów
antytezy, antytezy...

niedziela, 29 stycznia 2012

nie rymujesz się ze mną

zimno przez szpary w źle zawiązanym szaliku i gasnące ambicje  po przeczytaniu kilku pism krytycznych.
inspiracje południowe i orientalne czysto empiryczne i pod wpływem chwili tak namacalnie prawdziwe...
 surowe drewno, surowe niebo nade mną

poczytać JacPo! tomik na pdfie, niedopuszczalne, rozpaczliwe, nie mam dostępu!
zachwycasz się samym brzmieniem samą konstrukcją, może Czystą Formą, współbrzmienie i aliteracje, jakaś szatańsko przemyślana budowa, która nie chce zmieścić mi się w głowie, łowię każde słowo i teraz jest zupełnie fizyczne tuż przy mnie, choć słucham tego przez radio. Wymawianie tego jest jeszcze bardziej przejmujące, chociaż jak zwykle, kiedy bardzo staram się coś zapamiętać szybko umyka, zostaje tylko ogólne wrażenie, wspaniale regularne...
 

sobota, 21 stycznia 2012

samotne biblioteki, termometry Ameryki...

na tyle na ile da się jeszcze to wytrzymać
niebieskość, niebieskowatość pospolita

kilka ambitnych lektur których nie znajduję nawet w internecie, znaczy więc że może zbyt ambitnych? Odpadnę jak zwykle na krótko przed połową.
Patrzę tępo w okno kiedy jedziemy do Opola. Trochę biało, trochę saren.
Skręcam się z bólu egzystencjalnego. Znowu spływa na mnie irracjonalny lęk i nerwowość niewysłowiona. Tak bardzo chciałabym kuć filo przez cłe cholerne ferie i nie zaprzątać sobie głowy tym co za chwilę i tym co za mna, dwa kroki, ale nadal się snuje nieprzyjemnie.
Nie jest za dobrze, kiedy jest niedobrze...
serce podchodzi mi do gardła, sartrowskie mdłości i internet. Och proszę, niech uderzy w nas meteoryt, niech coś huknie do końca, chociaż raz porządnie, bez tego stęchłego posmaku porażki.

wtorek, 17 stycznia 2012

jest super, więc o co ci chodzi

lekko zaczyna mnie drażnić świat
ostatnie lekcje i ferie- dzisiaj.
jak wspaniale że motywujemy się wzajemnie, jak dobrze, że wciąż udajemy niewinnych i naiwnych, jak wspaniale.Powiem co jest wspaniałe: wspaniałe jest zdecydowanie i zadufana pewność swych racji, jakie przejawia Seneka w swoich pismach. To jest prawdziwie wspaniałe.

Otóż nie, nie jest wspaniale.
"śmiać się chce i rzygać"
ile książek o Auschwitz można przeczytać pod rząd ale bez uszczerbku na zdrowiu?

poniedziałek, 16 stycznia 2012

dni malowane zmierzchem

nie chce mi się nawet komentować tej jednostajności i znużenia.
rozstają się i znowu "są razem" na chwilę, wtedy kiedy im wygodnie. Dlaczego się oburzam?No właśnie, czy ktoś mi odpowie? Może dlatego, że to zabawa bardzo niebezpieczna dla tej słabszej strony, bo po nich zwykle spływa to szybko i bezboleśnie. Po co w ogóle o tym piszę...nic ponad wzruszenie ramion, hejże ha.

hodowla przez samo H, a góruje przez Ó, czy to takie trudne?
czy ja zbyt wiele oczekuję od świata?

niedziela, 15 stycznia 2012

taniec modliszki

co za bal i szalone dans macabre...
żarłoczna konsumpcja czekoladowej nocy
ale miło potańczyć straceńczo na krawędzi przepaści pod ostrzałem spojrzeń. Niech się dzieje co chce, chociaż nie można do końca odciąć się od tego co było, to dajmy sobie chwilę luzu, tańczmy, choćby i fałszywie, zdradliwie i niesprawiedliwie. Czas filozofowania przyjdzie potem, za jakieś trzy tygodnie będziemy mogły się tym martwić, a na razie nic ważnego, trochę pustego śmiechu w przestrzeń i spoconych od biegu włosów.

nic ponad maski uśmiechów, które przecież bardziej kojarzą mi się z kłamstwem właśnie, jakimś zdenerwowaniem niż rzeczywistą radością, nie wspominając już o szczęściu.

nic ponad makijaże i nieprawdziwe pożyczone urody modliszek. Na chwilę ja jestem tobą, a ty nikim, bo stoisz na balkonie i jesteś tylko chmurą cząsteczek nic już nieznaczącą, bo wmawiam sobie obojętność w tych słoniowatych piruetach, tańcach driadycznych dziewcząt, w tych brokatach i czerniach. Ja jestem tobą i sobą i syntezą wszystkich antytez i kpię przez chwilę z Hegla, z wszystkich onirycznych mglistych bredni, bo przez chwilę pozwalam sobie być całkowicie sobą taką jaka byłam, a przepadłam bez wieści wychodząc dnia pewnego z domu i wracając po godzinie uboższa o jakiś dwa lata życia, które się jednym słowem przekreśla.
emocjonalna gorączka i trochę śniegu
a to wszystko niepotrzebne i złe, wściekłe na siebie i przemęczone życiem, bo jak wiadomo, zawsze będziesz z tym sam
dlatego oddaję się swemu wspaniałemu szaleństwu samotnie i jest mi tak dobrze jak nigdy, bo stan intencjonalny który wmawiam sobie po raz kolejny  nic nie ma wspólnego z wspólnotami i z parami nawet, jest tylko jedno moje egoistyczne niepodzielne JA.
Niech żyją hedoniści!

środa, 11 stycznia 2012

raz jeszcze złe wieści

zamyka się furtka Czarnego Ogrodu
...i moja furtka na wrocławski mish...

wydziabuję sobie placami oczy, żeby jakoś wyglądać w piątek...
mniejsza o to, to drobiazg, jak mawiają niektórzy

czarny koń zdycha przy mecie, nie okazał się dość silny. Tak się mówi, że to jeszcze miesiąc, że jest czas, że mamy wybór... Kiedy załatwiam jedno i niemal zębami wyrywam zaświadczenia Urzędom Miejskim, okazuje się, że kret wychodzi drugą stroną, wykopuje tunel pod moimi nogami i pojawia się z tyłu, w sprawach, które zdawały się być ustalone.
a teraz czas pożegnać się z tymi planami i wymyślić opcję B, alternatywą zaprzeczeń, serbsko-łużycką filologię w cztery minuty. I wszystko nie tak i wszystko źle....

...z drugiej strony wiatr historii, Duch Dziejów pcha nieprzerwanie do Krakowa...
destiny? realnie patrząc na to również nie mam szans.
Myślę o czarnych sukienkach  i agresywnych kotach, a zwłaszcza o Kocie, Fiodorze lub też Iwanie.
A telefony głuche i ślepe, a czasu coraz mniej... i mimowolnie rośnie napięcie, jak przed zakończeniem filmu, o którym wmawiam sobie, że mnie wcale nie interesuje...

niech to wszystko szlag!

poniedziałek, 9 stycznia 2012

gniewnie!

jak można żyć normalnie i nie denerwować się, kiedy po fęfnastym mailu nagle wielki i nieobecny KTOŚ, siła sprawcza biurokracji, Duch Histerii i Bankructwa twój sprzeciw przeciwko niesprawiedliwości jawnej zaczyna wprost nieelegancko wyśmiewać? Jak dogadać się z bezcielesną biurokratyczną magmą, która nawet nie zadaje sobie trudu czytania twoich uprzejmych acz stanowczych listów i mówi zupełnie innym młodzieżowo-wyluzowano-ważaniackim tonem, którego nie znoszę ponad wszystko?

I jak nie zwariować, kiedy jedno słowo obraca wniwecz pół roku starań?
Nienawidzę faceta w dredach, któremu się wydaje, że jak jest parę lat starszy to cały świat może traktować jak szmatę do podłogi jego genialnego piwno studenckiego świata, jak wielkie i okrągłe zero, które wystarczy kopnąć, by się przewróciło.
Jak mamy myślec pozytywnie? jak mam się nastrajać?
Wystawiam się za grupę, ryzykuję konflikt i jeszcze zostaję obustronnie wyśmiana. I jeszcze go to dziwi, że w ogóle zadaję sobie tyle trudu, żeby pisać. Że cała aktywność, jaką w tej sprawie podejmuję, jest bezużyteczna i śmieszna i co ja właściwie mogę? Wysuń konkretny argument, wtedy dopiero cię wyśmieję.

i mantra, która i tak już niczego nie zmieni: jestem poza wszystkim, jestem poza...


jedna wielka bzdura


czy wspominałam już że nie cierpię czarnych sukienek?

niedziela, 8 stycznia 2012

róbta co chceta!

Nic innego nie jest w stanie mnie zmotywować do myślenia o Panu Tadeuszu przez bite trzy godziny.
To zawsze jednak coś w porównaniu z matmą, d której kompletnie nic mnie nie przekonuje odkąd wiem, że muszę ją tylko zdać.

Czyż życie nie jest piękne gdy idziemy potykając się o własne nogi i zarykując ze śmiechu na parkingu w wietrzno-deszczowo-obleśny dzień? Czyż taki czysto płucny wybuch, zupełnie plebejski i nieokiełznany nie jest jedną z najprawdziwszych i najczystszych rzeczy, które nas dzisiaj spotkały? Czy nie przypomina to czyjegoś gasnącego już śmiechu, równie szczerego, acz wywołanego zwykłym leżeniem na plecach, znanym syndromem po nieprzespanej nocy? Czyż to wszystko nie jest zachwycająco powtarzalne w naszych marniutkich życiach, które z ofiarnością poświęcamy żeby pomóc komuś więcej niż tylko sobie samemu i o dziwo nawet się to udaje?

grajmy więc dalej, choć podobny atak może się długo nie powtórzyć.
scena z jednego z ulubieńszych w życiu filmów- widziałam go setki razy, za każdym razem tak samo wzruszam się, tak samo przeżywam w napięciu. Książkę też uwielbiam. A tajemniczy ogród posiadam poniekąd na własność- z czereśni widać koniec świata, za murem nie ma już nic, apeiron.

Nadal jest to jeszcze piękne, kiedy człowiek zostawia jadłospis, listę lokatorów i rodziny, i rusza za wspaniałą gwiazdą. Ciągle jeszcze życie jest cudowne, gdy człowiek ma iluzję, ze jest zdolny na metrze kwadratowym stworzyć cały świat.

Iluzji ulegam. Jak również szalonemu pomysłowi przeszkolenia się na ratownika. Albo ochroniarza. Do wakacji niedaleko...

(wszystkiego najlepszego panie Hawking.)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

końca świata ciąg dalszy

Niech świat przestanie w tej chwili istnieć. 
3,2,1... znowu nie dzieje się nic.
zawsze jest tylko teraz.

spektakularna ucieczka w noc noworoczną taksówką. Piętnaście minut i uwolnienie. Jest jeszcze na świecie niestety orzechowa czekolada, jest żelka w płynie, niebieska. 
Nie mam ochoty dosłownie na nic.
Nieźle się zapowiada.
Nie obchodzi mnie Miłosz i jego powieść fantasy.
nic mnie już nie obchodzi, zwłaszcza kobieta w szarej sukience przede mną. 
niebieskie, zawsze tylko niebieskie, albo płowe, pożółkłe....