środa, 11 lipca 2012

zamorskie wyprawy

Jacpowy jedzie na rowerze z synem, na szczęście go spotykam, chociaż połowicznie spełnia się jako talizman- jutro jadę dopełnić szczęście, które dzieli się na dwa. Skomplikowane rachunki matematyczne są poza nami, bo to ten czas gdy wszystko jest lekkie i każda rozmowa udaje się. Uczucie rozpoznawalne, pierwotne niemal, a jednoczenie zupełnie świeże i nowe, czyste ekscytacja z siostrą swą fascynacją....



Śniło mi się, na przykład, że jestem Jose Luis Borgesem, który jakimś cudem zmartwychwstał, otworzył oczy, palnął się ręką w czoło i szybko zamienił- w Paulo Coehlo. Jak powiedziałam, głównie śnią mi się koszmary.

1 komentarz: