tak, właściwie mogłabym się dzisiaj zakochać, warunki wprost idealne.
taak, dlaczego nie...?
i ach, cały ten Arystoteles, rozmawiać z kimś kto nie patrzy dziwnie, nie potrzebuje tłumaczeń i zmienia temat trzy razy na minutę. Coś mi się aż śmieje w środku, jakiś niezidentyfikowany organ, nie mogę złapać oddechu, ale to trwa chwilę, wracam do siebie do swojego ciała i jest jakoś inaczej, spojrzenie, porozumienie pozawerbalne. Białe koszule, białe kartki, białe telefony, znika zieleń, wybiela się błękit, wszystko jest jasne i proste, wejść i wyjść, powiedzieć, chociaż wie się bez słów.
wzajemne zdziwienie, ze można być tak lekkim w środku i tańczyć nie znając kroków.
tylko co dalej: bolesny ciężar wakacji?
złamanie zasad?