tym razem na stałe, zbliża się to, o czym nie rozmawiamy.
nie chcę myśleć i pisać, planować, załatwiać, pakować i kupować biletów. Czekać samej na stacji na kolejny pociąg, który zabierze mnie w miejsce, w którym nie chcę być, do ludzi, których unikam, wilekiego miasta pożerającego słońce, miasta w którym zawsze pada i jest zimno nawet mnie.
nie wierzę, że jeszcze kilka tygodni temu kąpałam się w węgierskim jeziorze i oglądałam wpadające do niego gwiazdy. że to jeszcze nie było tak skomplikowane, zimne, pełne pośpiechu. Jakbym była wtedy zupełnie inną mną. i chyba byłam.
dziś rano, piękne światło w czeskim mieście, jak ciepło, nie musimy wstawać na 8, ani w ogóle na żadną, czemu nikt nie zabił jeszcze czasu tak naprawdę.
nie skupiam się na tekstach, przelatuję wzrokiem regulaminy i nowe rozkłady zajęć, nerwowo liczę godziny, a tu jeszcze trzeba liczyć słowa. Trochę tego za wiele jak na taką mnie...
położyć się i spać, ile bym dała za jeszcze jeden spokojny, leniwy i nudnawy tydzień w P. nawet z deszczową senną pogodą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz