spotyka mnie zawód, któryś z kolei, dopisany zostaje do długiej listy bolesnych okołobibliotecznych krzywd. Ale mam też pewne wnioski, to kształtowało się przez lata moich wypraw za książkami, grzebania w katalogach etc. Z bibioteki babel została tylko biblioteka którą z pełną odpowiedzialnością nazywam biblioteką burdel. Rację ma mędrzec, który powiedział, że bibliotekarze to wyselekcjonowana grupa szkodników, których głównym zadaniem jest rujnowanie czytelniczych ambicji i marzeń -było nie było- klientów. Rozproszone nieczytelne katalogi (dzisiaj, a jakże, w formie internetowej; wypożyczenie musi zajmować minimum piętnaście minut fatygi zainteresowanego, ma być maksymalnie uciążliwe i skomplikowane tak, by po całej serii operacji komputerowych wyświetlił się komunikat o chwilowej niedostępności pozycji), absurdalne godziny otwarcia (coraz późniejsze i krótsze, na boga!), bogata otoczka "kulturalna" biblioteki (chociaż nie jest to ni czas, ni miejsce ku temu: skoro biblioteka jako taka nie może już być sobą i tylko sobą, podobnie kiepsko spełni każdą narzuconą jej wbrew porządkowi rolę: domu kultury, kawiarni, modnego miejsca dla młodzieży (sic!), czy sali wystawowo-teatralno-schizoidalnej), niekompetentna, jakby szkolona do urzędowej nieuprzejmości obsługa(grr, to nie wymaga komentarza), a przede wszystkim marne (ewentualnie skandaliczne) wyposażenie (no tak, w końcu większość pieniędzy przeznacza się na lansowanie miernych pisarzy i organizację wieczorków autorskich w tonacji telewizyjno groteskowej, na które przychodzi garstka starych wyjadaczy i kilku lokalnych hipsterów...)- oto niektóre z przyczyn triumfu biblioteki burdel.
przykłady najnowsze dialogów boleśnie nonsensownych
1. w o.
-...i dlatego musi pani odnowić oświadczenie, bo jest pani teraz pełnoletnia!
-ale nigdy nie miałam problemu z tą kartą, a pełnoletnia jestem od dłuższego czasu.
-takie są teraz przepisy, od nowego roku, proszę to wypełnić, inaczej nie dostanie pani żadnej książki!
(po kilku żarliwych przekleństwach we wszystkich znanych mi językach oraz przemyśleniu trzech alternatywnych opcji unicestwienia tej pozbawionej empatii kreatury...)
-proszę, wypełniłam.
-dziękuję, oto pani nowa karta...
-czy mogę dostać starą na pamiątkę?
-chyba widzi pani że jest zniszczona
- tak, ale chciałabym zatrzymać ją na pamiątkę, czy mogę? korzystałam z niej przez ponad osiem lat...
-nie ma na pamiątkę, proszę panią, do widzenia!
(na jakim świecie przyszło mi żyć?!?!?!)
2.
Godzina 10:28, radośnie przekraczam magiczny próg wypożyczalnie wojewódzkiej w obcym województwie. Zza rogu wyskakuje młoda bibliotekarka (burdelmama?) i z furią próbuje wypchnąć mnie palcem wskazującym za drzwi krzycząc
-Co pani sobie myśli! Jest jeszcze zamknięte!
-to dlaczego jest otwarte?! (ja, również z furią)
- umie pani czytać?! Od 10:30, proszę wyjść, proszę wyyyyyjść!
Niestety nie byłam świadkiem jej samozapłonu, bo zatrzasnęła mi drzwi przed nosem uprzednio zmuszając mnie do odwrotu. Zdążyłam usłyszeć jeszcze zamykanie na klucz i głośne, popularne, słowiańskie przekleństwo. Niemal przyznałam jej rację. Nie wiem czy tego dnia wypożyczalnia została uruchomiona. Podobnie jak w 1. postanowiłam, ze moja noga więcej tam nie postanie.
"mam dosyć, idę, idę na most jakiś, byle jaki, i tak długo będę na nim stał, aż się zawali"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz