odzywają się do mnie ludzie zapomniani, ale nie po to, żeby pogadać, raczej mieć pretekst do wyrzucenia z siebie dumy i radości z własnych sukcesów. Bardzo rzadko zdarza się ostatnio rozmowa- niby pijemy tę samą noc z jednego kartonowego pudełka, a jednak jesteśmy oddaleni o lata świetlne i żaden magiczny napój nas nie połączy. Dlatego tak ważne są chwile porozumienia- trzeba je wykorzystać do ostateczności. Ciągłe rozdrapywanie tych samych ran zamiast budowania pewności, że będzie lepiej- może tak właśnie wolę, może to mój sposób. Próbuję przekonać samą siebie, ze to wszystko jest coś warte, że nie jesteśmy tylko zwierzętami.
Hm, powiedzmy.
nie mogę myśleć o niczym innym. Zdjęcie, jedno jedyne, które jest dowodem istnienia gdzieś tam... i jeszcze ten fotograficzny temat i beznadziejnie naturalistycznie biologizujące wszystko książki. może jest jakaś szansa... a jeśli fotografia kłamie? jeśli to żaden dowód?
ech, zaczytany Tarzanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz