sobota, 29 października 2011

blue, blue...

Jonatan z Kolumbii i olejek z pomarańczy. ha, ha...

Czemu moje kartki giną bez wieści w świecie?
miłoszomania...

środa, 26 października 2011

Kleist und Vogel

wyśrodkowuję tekst i gubię się w tłumie- perwersyjna przyjemność nieposiadania ciała, gdy twoim ciałem jest poruszająca się chaotycznie masa. Wychodzę z piekła do piekła tracąc rachubę i skale, gdzie gorzej. Wszędzie tak samo- przenoszę złote góry za chwilę samotności i ciszy.
Wciąż zaskakuje mnie ludzka nienawiść do minimalizmu- tworzenie problemów w najbłahszych nawet rzeczach. Okazuje się że nie ma ucieczki z piekielnego kręgu niedogodności- stoję w kolejce i pocę się o dwadzieścia minut dłużej niż to konieczne. Popycham i jestem popychana na chodniku który jest za wąski nawet jak na tak małe miasto. Spotykam osobę, która ewidentnie chce robić na złość mnie i sobie. Złorzecząc w duszy sama staję się jej odbiciem- nie ma luster moralnych, chyba ze w starych powieściach. "Ludzie ludziom..." i tak dalej.

To się nie może skończyć dobrze. Salony jesienne i filozofie fryzur. Jedyny człowiek z białą brodą zachowuje względny spokój w tym horrorze, choć nie mam pewności, czy nocami nie krzyczy w poduszkę. Kto wie... w jego wieku...
Idiotyczne pomysły na jeszcze większe ośmieszenie siebie- wszyscy "musimy" brać w tym udział dla jakiejś abstrakcyjnej idei zbawienia którego nie będzie, bo nawet nie wyobrażam sobie, jak to miałoby wyglądać. Ustalmy raz na zawsze: te trąby i liczby to ściema.

"Naprawdę ważnie nie jest pytanie dlaczego ludzie odbierają sobie życie. Naprawdę ważne jest pytanie: dlaczego większość tego nie robi"

niedziela, 16 października 2011

miał za sobą światło

odzywają się do mnie ludzie zapomniani, ale nie po to, żeby pogadać, raczej mieć pretekst do wyrzucenia z siebie dumy i radości z własnych sukcesów. Bardzo rzadko zdarza się ostatnio rozmowa- niby pijemy tę samą noc z jednego kartonowego pudełka, a jednak jesteśmy oddaleni o lata świetlne i żaden magiczny napój nas nie połączy. Dlatego tak ważne są chwile porozumienia- trzeba je wykorzystać do ostateczności. Ciągłe rozdrapywanie tych samych ran zamiast budowania pewności, że będzie lepiej- może tak właśnie wolę, może to mój sposób. Próbuję przekonać samą siebie, ze to wszystko jest coś warte, że nie jesteśmy tylko zwierzętami. 
Hm, powiedzmy.
nie mogę myśleć o niczym innym. Zdjęcie, jedno jedyne, które jest dowodem istnienia gdzieś tam... i jeszcze ten fotograficzny temat i beznadziejnie naturalistycznie biologizujące wszystko książki. może jest jakaś szansa... a jeśli fotografia kłamie? jeśli to żaden dowód?
ech, zaczytany Tarzanie...

sobota, 15 października 2011

Tarzan?!

ha, tak coś czułam, to wszystko było zbyt znajome, jakby wyjęte z jakiejś bajki, przekopiowane wręcz. I oto objawia mi się Tarzan z białą książką w środku normalnego dnia. I wszystko jasne: Tarzan i Jane.

100 % zgodności rysopisu (hm, tak przypuszczam). O ile wiem, Tarzan nie umiał czytać, przynajmniej do momentu poznania Jane. Czyli można odetchnąć- nie uciekł z kreskówki.
Jak można być tak beznadziejnie identycznym?!

piątek, 14 października 2011

czysta relacja

konkluzja której wysnucie zajęło mi trzy tygodnie, a właściwie jakieś sześć godzin na przestrzeni tych tygodni: świat jest nieuleczalnie chory. Nie ma recepty. Nie tylko ja tak myślę i może jest to jedyne pocieszenie.
świetliste plamy na zielonej podłodze w zielonej sali z zielonym biurkiem. I tak się składa, ze mam zieloną koszulę z zieloną broszką i wszystko jest przez chwilę bardziej zielone niżbyśmy się spodziewali po takim świetlisto złotym dniu zakurzonym. I czyż to nie piękne że w absurdzie jednak można spotkać Kogoś? Może tylko na chwilę, może by zrozumieć, że nic nie pomoże. 

Plan skromny. Ale może się powieść. 
Słucham znowu Studni- błogość.
nie chce mi się

czwartek, 6 października 2011

en-en

Niech będzie i tak. Kraków- morderca dwu map, pożeracz kluczy i serc. Pierwszy lepszy pociąg. Teraz. Zaraz.

zdrowy rozsądek? poszedł na chorobowe.

środa, 5 października 2011

nie wiem gdzie cię spotkać!

"istnienie Boga który sam już siebie nie rozumie ale pamięta że
trzeba ciągle sprawdzać wytrzymałość człowieka i zawsze zostawiać mu 
jakieś nic niby nic ale ratunkowe"

ta... właśnie 24 godziny temu straciłam jedyną w życiu i niepowtarzalną okazję rozmowy z własnym snem. Kraków, Kraków...niech to szlag! Jedna mała decyzja zaważyła na niezdecydowaniu i braku działania. Nigdy tego nie wybaczę temu, kto tak tym wszystkim kierował- w takich chwilach absolutnie potrzebuję winowajcy innego niż ja sama. Niech to wszystko okaże się znowu tylko snem, żebym mogła tu w swoim jeszcze miejscu normalnie żyć.

Albo... niech stanie się to, co stać się miało tam, raz a porządnie. To czego nie mogłam z siebie wydusić, co wisiało nad targiem jak burzowa chmura pomimo upału.Niewymawialne jednodniowe sny, a domysłów na pół
 roku... smutno mi i niewybaczalnie!
 (zdjęcia robione z rozpaczy nie mają prawa wyjść dobrze)

jak odnaleźć człowieka bez imienia?
nawet fejsbuk tego nie potrafi!