wtorek, 20 maja 2014

niech ta chwila trwa, niech ona dzieje dzieje się...

mam ochotę włóczyć się jeszcze długo, do omdlenia nóg, choć już teraz ledwo stoję. Tak łatwo przyspieszasz mi oddech, tak łatwo mógłbyś mnie wykorzystać jakkolwiek by ci się zamarzyło - nie robisz tego, nie zrobisz...

sypiam po 3 godziny i doba wydaje mi się odrobinę dłuższa. Dwa rozdziały do przodu, cztery słówka przed resztą, gdzieś oszczędzają mi się minuty, wracam wiernie do pisania.
przystopować z wyjazdowo-organizacyjno-filantropijnym życiem, zająć się ważnymi rzeczami, zająć się przyszłością

ale dzisiaj wakacjujemy, na nogach od 5 rano, odwalamy kawał dobrej roboty i jesteśmy oczywiście w tym najlepsi, kiedyś taki dzień przyprawiłby mnie o ból, dziś był wprost idealny. Uwielbiam czuć ten rodzaj zmęczenia, kiedy się wie, że to czego się dokonało jest naszą wspólną pracą i że było zrobione dobrze. Satysfakcja! Ale w tym duży udział ma przemiłe popołudnie, piękna pogoda, życzliwi bliscy ludzie wokół przez cały dzień.

biegam w letnich spodniach, mam na sobie zapach chloru z pływalni, śmieję się jak głupia gdy siedzimy na schodach i jemy gofry. Pustka w głowie, jestem czystym śmiechem i trzęsę się od niego sama. Zielone, obłędnie zielone oczy ze złotymi plamkami, z labiryntami mozaikowymi, absolutna magia, zachodzące słońce i fontanny. wraca do mnie poezja zostawiona w drodze powrotnej z jakiegoś wyjazdu w kołowrocie moich wcieleń, wracają słowa, proste przyjemności, proste uczucia, przemożna chęć wspinania się wyżej- nie rywalizująco a w swoim tempie, może i powoli, ale dla siebie.

kwiaty te rzeczywiście pachną jak natka i listki pietruszki, są piękne i na wskroś polne w tyj miejskiej dżungli. Nic jednak nie zastąpi mokrego wleńskiego bzu.

moje małe kawałki nieba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz