mam ochotę włóczyć się jeszcze długo, do omdlenia nóg, choć już teraz ledwo stoję. Tak łatwo przyspieszasz mi oddech, tak łatwo mógłbyś mnie wykorzystać jakkolwiek by ci się zamarzyło - nie robisz tego, nie zrobisz...
sypiam po 3 godziny i doba wydaje mi się odrobinę dłuższa. Dwa rozdziały do przodu, cztery słówka przed resztą, gdzieś oszczędzają mi się minuty, wracam wiernie do pisania.
przystopować z wyjazdowo-organizacyjno-filantropijnym życiem, zająć się ważnymi rzeczami, zająć się przyszłością
ale dzisiaj wakacjujemy, na nogach od 5 rano, odwalamy kawał dobrej roboty i jesteśmy oczywiście w tym najlepsi, kiedyś taki dzień przyprawiłby mnie o ból, dziś był wprost idealny. Uwielbiam czuć ten rodzaj zmęczenia, kiedy się wie, że to czego się dokonało jest naszą wspólną pracą i że było zrobione dobrze. Satysfakcja! Ale w tym duży udział ma przemiłe popołudnie, piękna pogoda, życzliwi bliscy ludzie wokół przez cały dzień.
biegam w letnich spodniach, mam na sobie zapach chloru z pływalni, śmieję się jak głupia gdy siedzimy na schodach i jemy gofry. Pustka w głowie, jestem czystym śmiechem i trzęsę się od niego sama. Zielone, obłędnie zielone oczy ze złotymi plamkami, z labiryntami mozaikowymi, absolutna magia, zachodzące słońce i fontanny. wraca do mnie poezja zostawiona w drodze powrotnej z jakiegoś wyjazdu w kołowrocie moich wcieleń, wracają słowa, proste przyjemności, proste uczucia, przemożna chęć wspinania się wyżej- nie rywalizująco a w swoim tempie, może i powoli, ale dla siebie.
kwiaty te rzeczywiście pachną jak natka i listki pietruszki, są piękne i na wskroś polne w tyj miejskiej dżungli. Nic jednak nie zastąpi mokrego wleńskiego bzu.
moje małe kawałki nieba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz