marznę, jest piękne ośnieżone miasto i grudka czarnej rozpaczy we mnie, ciąży mi, ciągnie w dół. nie czuję kiedy zaczynają łzawić mi oczy, czuję się pokonana i bezbronna, w sytuacji bez wyjścia- czas działa na moją niekorzyść, słowem gorzej być nie może...
jest więc lepiej, wieczór; spacer ręka w rękę, wciskam dłonie głęboko w kieszenie, by zapanować nad swoim ciałem, nad jedną uporczywą myślą-rozkazem. Przyciąganie, przemożne przyciąganie, maksymalne przyspieszenie , zderzenie na krótką chwilę dwóch orbit, zetknięcie dłoni, oszaleję, jeszcze jedno słowo i oszaleję...
to sa kwestie minut- kiedy otwierają się przed nami nowe warianty historii, przejścia do innych wymiarów, potencjalne drogi, które możemy wybrać, rozwiązania, które zmieniają wszystko, chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy. To są drzwi lekko uchylone, przez szparę wpada strużka zakurzonego światła, w ramie tych drzwi widzę znajomą sylwetkę, ale bez twarzy, bo postać jest tylko cieniem, nic poza czarnym cieniem przysłaniającym światło i delikatnym ciepłym zapachem skóry. przyciągam, przyciągam całą swoją wolą...
miejscy filozofowie, zagubione dzieci, tak bardzo chciałabym zakochać się z wzajemnością, nawet jeśli ma to być krótka i smutna historia.
róża!
róża!
zmarznięta róża w butelce po kozlu tuż przede mną!
nie to i nie tak chciałam napisać. Róża.....................
zajęta zagłuszaniem uczuć i bezkolizyjnym życiem w podejrzanie chybotliwej konstelacji. Czy też nie śpisz po nocach...?