niedziela, 19 czerwca 2011

dzień hippisa, dzień hippisa...

Wszystko przez ten idiotyczny sen- kiedy jakaś wyższa siła chce mnie odciąć od tego, co się stało, jak szalona chwytam się brzytwy. Nie ważne że się kaleczę, ważne że nic się nie zmienia, że mogę pielęgnować chore wyobrażenia ze wiadomością, iż nigdy się nie spełnią, bo nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Już nigdy nie będzie takiego lata, ale muszę się łudzić, bo inaczej jest tylko gorzej...

Obudził mnie dziś sen podwójny. Z potrójną klęską. I co? Nic. Żyję nadal. Mam mokre włosy i nie robię nic pożytecznego. Zawodzę ludzi i tracę kontakt. 
W poniedziałek dzień hippisa. To tak w nawiasie bo data jest umowna i powoli tradycją się stają tańce na korytarzu przed salą 206. Nie wiem co zrobimy z tym. Nie mam już siły. Jeśli taki mają być sny, to wolę nie spać już nigdy.


Nie ma takich drogowskazów, które wskazują same na siebie.

1 komentarz: