środa, 4 maja 2011

Cieszyńskie niebo

Jak już się wróci do tego stęchłego miasta i zaśpiewa tradycyjną pieśń powitalną na melodię znanego hitu "Dobry Jezu, a nasz Panie..." ("Opole, tyś jest miasto chore..."), trzeba trochę ułożyć sobie wszystko w głowie. pójść do biblioteki i poczytać idiotycznie przeintelektualizowane recenzje ludzi silących się na oryginalną i niebanalną ocenę banalnego filmu. Potem można prychnąć pod nosem i wyjść na mżawkę z myślą, że ktośtam gdzieśtam piszę jakąś maturę, ale w zasadzie to co to się obchodzi... Roześmiać się na środku ulicy z głupawego dowcipu, który w zasadzie nikogo nie śmieszy (czy raczej- nie powinien śmieszyć), ale ma się ochotę pośmiać na głos, wiec ten głos rozbrzmiewa przez chwilę wprawiając w osłupienie szaraczki.


Szafy grające kojarzyły mi się zawsze tylko z filmem "Kawa i papierosy" i Iggy Popem, ale teraz może to się zmieni. Jak zawsze śpiewająco, bo dokud se zpívá ještě se neumřelo.
Na stole butelka Kofoli. Co nam po deszczu i śniegu. Jedźmy dalej, już nic nie zatrzyma tego maja. Inaczej nie znaczy gorzej.  
W filmach pojawiał się najgorszy czeski aktor (zbyt często, by znieść to ze spokojem) i jeden z moich ulubionych -dla równowagi. Co prawda trochę się chłop postarzał, ale on i tak wygląda na młodszego niż jest- Kryštof Hádek .
za rolę w "Młodym winie" został zaliczony do pierwszej dziesiątki najbardziej obiecujących aktorów europejskich
No dobrze, ten film być może nie jest wyjątkowo ambitny, ale poprawia mi humor i mogę go obejrzeć jeszcze wiele razy. Kolorowe winnice morawskie... ech...  Zdecydowanie lepszy niż "3 sezony w piekle", choć początek mi się podobał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz