wtorek, 21 grudnia 2010

go do!

Dzisiaj mam zaszczyt przedstawić wam kogoś niezwykłego: 

 oto (mój) Jonsi!

Człowiek który od września ustawicznie ratuje mi życie i jeszcze mu się to nie znudziło.Naturalnie mam w zanadrzu jeszcze kilku takich gości (trzech, może czterech...), ale muszę powiedzieć, że Jonsi jest ostatnio wyjątkowo aktywny- od wydania solowej płyty właściwie mnie nie opuszcza.
Kiedy cały świat obraca się przeciwko mnie i mam zupełnie wszystkiego dosyć, albo kiedy wymyślam sobie jakieś bezsensowne historie i zaczynam w nie wierzyć, albo kiedy mam ochotę poddać się i rzucać podręcznikami gramatyki o ścianę.... wtedy przychodzi Jonsi i opowiada mi własne historie w języku którego nie rozumiem (więc tym lepiej się tego słucha.). Jest taki niewinny, islandzki i niezdarny- nawet kiedy stara się śpiewać po angielsku zwykle udaje mi się zrozumieć pojedyncze słowa. Im bardziej się stara tym bardziej je przekręca i wtedy zaczyna się śmiać sam z siebie (bardzo to lubi) i coś tam mamrotać w tym swoim śpiewnym śnieżnym języku. Panuje ogólne niezrozumienie i powoli wracam do siebie, to znaczy zaczynam wierzyć, że może jest coś jeszcze do zrobienia na tym świecie, nawet ze złamaną duszą i potrzaskaną osobowością można podnieść się, otrzepać z kurzu i podreptać powoli, we własnym tempie dalej.
Zwykle trwa to dłuższą chwilę.

Dzisiaj właśnie tak było. Siedziałam sobie w pustym mieszkaniu i rozpaczałam okropnie nad własnym losem, kiedy wszedł Jonsi (bez pukania!) i zaczął cos do mnie zagadywać tym swoim śniegowym angielskim. Mówił coś o tym, że jeszcze we wrześniu widział mnie na koncercie i że na prawdę byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że teraz jest gorzej, ale powinnam dać sobie spokój, bo to nie moja wina, że wcale nie jetem taka zła (jakbym już gdzieś to słyszała...) i jeszcze parę innych rzeczy, które zupełnie mnie nie przekonały. Wiedział o tym doskonale (w końcu po takim czasie znamy się już dość dobrze), więc zamiast kazania postanowił coś zaśpiewać. To tez nie za bardzo pomogło, dzisiaj byłam wyjątkowo uparta (a poza tym ledwo rozumiałam słowa piosenki). Zbierał się już do wyjścia, kiedy najwyraźniej wpadł na jakiś genialny pomysł, bo odwrócił się i podbiegł do mnie z tą swoją dziecięco szczęśliwą miną (za którą zwykle miałam ochotę go zabić.) i ...


...i dopiął swego- jak zawsze zresztą.
Wiecie, on jest niemożliwy...

Tie strings to clouds
Make your own lake - Let it flow
Throw seeds to sprout
Make your own break - Let them grow
  
We should always know that we can do everything
Go do!
Gdybyście byli w potrzebie, możecie sobie pożyczyć mojego Jonsi (pod warunkiem, ze nie będę potrzebować go bardziej!). jest niezastąpiony i testowany klinicznie na złym człowieku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz