wtorek, 23 grudnia 2014

where do my bluebirds fly

od ciebie odchodzi się po to by wracać, od ciebie nigdy nie odchodzi się naprawdę, jesteś mi bliższy niż sobie wyobrażasz

zmrok wkrada się niepostrzeżenie, prawie cały dzień trzeba palić światła, dopiero wieczorem orientuję się jak ciemno jest na dworze. Pięknie, dymnie, wioskowo na bliskiej i jednocześnie odległej stacji podmiejskiej, z mnóstwem zdziczałych kotach na naszym placu przed domem

krzycz ze mną, jesteśmy sobie tak bliscy, te kilka szybkich chwil, łapczywych oddechów
krzycz ze mną, jak krzyczę z radości, czasem, wiesz, zdarza mi się przecież
krzycz ze mną w zachwycie nad tym miastem, nad tymi chwilami które są absolutnie i nieodwołalnie nasze, w których znów brakuje słów by to wszystko pomieścić

oddychamy coraz wolniej, moment w którym ledwo możemy się poruszać, w którym tak trudno podnieść powieki, w którym przytulamy się do siebie jak zwierzęta w ciasnym legowisku. Azyl.


rację ma pewnie M. : trzeba umierać z miłości choć to demoniczne, choć można umrzeć naprawdę. I to jedyne rzeczy za które warto: miłość, może jeszcze czasem sztuka. Najwspanialsze życzenia, do których nie potrzeba świąt. Jasne, teraz niech ktoś powie, że to tani romantyzm, pretensjonalność, egzaltacja...
Ale przecież nigdy nie chodziło o nic innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz