wtorek, 16 grudnia 2014

grudniowe sny nieprzebudzone

mówisz do mnie przez sen, chociaż nie rozumiem, uspokaja mnie to, jestem u siebie, jesteśmy u siebie.
piszesz milion razy lepiej gdy nie rymujesz, zaimponowałeś mi.

głównie spać, przebudzić się w cieple pod dwiema kołdrami, wyczuć twoje uśpione ciało obok, i ponownie zasnąć. Brakuje mi takiej ciszy i ciemności, brakuje mi ciebie bliżej skóry, ukojenia po gwarze, huku, wiadomościach zewsząd. Zaszyć się, poczytać, ale nie za wiele. Pospać. Niewielkie marzenia. I wiem, ze za każdym razem mogłabym pisać jedynie o delikatności skóry, o czułości, która grzeje mi serce od środka, rozlewa się na myślach miodową powolną plamą, że zachwycam się wciąż i wciąż i nasycić się nie mogę tym wszystkim...

Wyjeżdżam w pełnym grudniowym słońcu, na sam widok takiego przetartego nieba uśmiecham się, nie mogę przestać. Lubię to. Ten zapach którym przesiąka ta małomiasteczkowa dzielnica W. Sobotnie poranki tutaj lubię, kiedy wychodzimy z domu, albo trochę później, gdy się idzie wyludnioną okolicą. Wspaniale, oszołamiająco normalnie, burzymy tę powszedniość jakimś zbyt głośnym śmiechem.

Cierpliwość. Wielkie nieprzeparte wewnętrzne dobro, które mnie uwodzi najsilniej. Wzruszam się nawet czasem trochę.

Coraz częściej myślę by napisać i o niej, Robię to od lat, układam w myślach frazy, potem nigdy ich nie notuję, sam proces jest jakoś dziwnie upokarzający, zawsze wydaje mi się, ze stoję w miejscu, że walczę z niemożliwością opisu, że tego nie da się pokonać. Tak mi się robi, gdy tylko biorę pisadło w dłoń. Może się przełamię, pismo traktuję trochę obrazoburczo, jak broń ostateczną, siłę niszczycielską, bo tak zawsze było ze mną: zabójcze i oczarowujące piękno, miłość, nienawiść, sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz