bo w moim domu jest ciepło i cicho
i my kochamy się w tej ciszy
bo w moim domu jest pięknie i bezpiecznie
spokojnie i błogo
bo w moim domu jesteś ze mną
i nic nikomu jeszcze nie grozi
kilka rzeczy czasem się udaje
środa, 26 listopada 2014
niedziela, 16 listopada 2014
nie zawahać się
trzeba czasem z kimś pomówić, by w ciszy nie zagubić własnego istnienia. zamykam oczy a pod powiekami rozbłyskają mi dziwne światła, zasypiam i wciąż coś mnie goni, dziś śniła mi się deportacja do Brazylii, koszmarne uczucie i świadomość że nie wrócę długo z tego upalnego dzikiego piekła, zastanawiałam się jeszcze długo po przebudzeniu czy mam zapłacony bilet, co właściwie mam wziąć ze sobą i jak powiedzieć wszystkim że za dwa dni znikam.
masz rację, to nie jest dobry listopad, ale pod wieloma względami jest przyjemny, nie przestaje mnie zadziwiać nasze normalniejące z każdym dniem życie, skóra przy skórze, magiczne godziny tworzenia, czytania, wszędzie teksty, teksty, teksty... moja głowa pełna i zarazem pusta, bo to zwykle tylko skrawki, urywki, mieszanka i sieczka. Zapach czarnego swetra, jak zapach nocy, jak zapach ostatnich szalonych lekko miesięcy, jak zapach mojego osobistego szczęścia i już lekki grudzień prawie w twoich oczach, ciepło, które mimowolnie emitują nasze śpiące ciała.
chociaż wszystko trochę transowe, trochę niefortunnie zaklęte w tym niekończącym się listopadzie.
masz rację, to nie jest dobry listopad, ale pod wieloma względami jest przyjemny, nie przestaje mnie zadziwiać nasze normalniejące z każdym dniem życie, skóra przy skórze, magiczne godziny tworzenia, czytania, wszędzie teksty, teksty, teksty... moja głowa pełna i zarazem pusta, bo to zwykle tylko skrawki, urywki, mieszanka i sieczka. Zapach czarnego swetra, jak zapach nocy, jak zapach ostatnich szalonych lekko miesięcy, jak zapach mojego osobistego szczęścia i już lekki grudzień prawie w twoich oczach, ciepło, które mimowolnie emitują nasze śpiące ciała.
chociaż wszystko trochę transowe, trochę niefortunnie zaklęte w tym niekończącym się listopadzie.
wtorek, 11 listopada 2014
co mówi noc twoim głosem
nie mogę, nie mogę, czuję że już nie mogę
chodźmy, zgubmy się w polach, kochaj mnie czule i w milczeniu, niech będzie chłodno. niech mnie wreszcie oświeci. oplącz mnie.
w tej dzielnicy, w której wózków dziecięcych więcej jest niż pieszych.
chodźmy, zgubmy się w polach, kochaj mnie czule i w milczeniu, niech będzie chłodno. niech mnie wreszcie oświeci. oplącz mnie.
w tej dzielnicy, w której wózków dziecięcych więcej jest niż pieszych.
środa, 5 listopada 2014
kozi kozi iwning
"jeszcze czas by wyleczyć się z wad..."
spanie mnie uszczęśliwia. Sen wartością narodu, kocham swoje łóżko i tak dalej i temu podobne
melodie i frazy w głowie, ale co z tego jak głowa ta sama na ramię opada ze zmęczenia, czym właściwie, bo no właśnie czym nie ma czym przecież, chłodno trochę
jesień to szalona, w tym szaleństwie piękna, a mnie dzisiaj tańczyć, ze zmęczenia kręci się w głowie, ale to nic, tańczyć, czytać przypadkowe frazy, piękno, miłość, dobro i kolorowe słońce, jak powiedzieć to wszystko, jak zachować nim zgaśnie i och, czyżbym robiła się sentymentalna i monogamicznie heterożądna? i och, wszystko mnie tyka i przejmuje i chyba już zawsze, bo już mi nawet starego ni młodego wina nie potrzeba, już mi galopują mysli gdziekolwiek jest, bo nie ma granic ani odległości, bo może najcenniejsze co mamy to wyobraźnia, możliwość ucieczko daleko w każdej chwili każdego miejsca i wiesz, bo ja tak bardzo chciałabym pisa, chciałabym umieć pisać tak, by uwalniać się od tego co we mnie i jeszcze żeby to było dobre, żebym chociaż sama w to wierzyła ...
cudnie mi i nie bardzo jednocześnie, nieprzytomnie podnoszę się rano, każdego dnia mam wrażenie że ostatkiem sił, a przecież kiedyś byłam dzielniejsza, przy tobie pozwalam sobie (za bardzo) na wszystkie słabości które zwalczałam tak skrzętnie. Zatapiam się, tonę w tym cieple.
spanie mnie uszczęśliwia. Sen wartością narodu, kocham swoje łóżko i tak dalej i temu podobne
melodie i frazy w głowie, ale co z tego jak głowa ta sama na ramię opada ze zmęczenia, czym właściwie, bo no właśnie czym nie ma czym przecież, chłodno trochę
jesień to szalona, w tym szaleństwie piękna, a mnie dzisiaj tańczyć, ze zmęczenia kręci się w głowie, ale to nic, tańczyć, czytać przypadkowe frazy, piękno, miłość, dobro i kolorowe słońce, jak powiedzieć to wszystko, jak zachować nim zgaśnie i och, czyżbym robiła się sentymentalna i monogamicznie heterożądna? i och, wszystko mnie tyka i przejmuje i chyba już zawsze, bo już mi nawet starego ni młodego wina nie potrzeba, już mi galopują mysli gdziekolwiek jest, bo nie ma granic ani odległości, bo może najcenniejsze co mamy to wyobraźnia, możliwość ucieczko daleko w każdej chwili każdego miejsca i wiesz, bo ja tak bardzo chciałabym pisa, chciałabym umieć pisać tak, by uwalniać się od tego co we mnie i jeszcze żeby to było dobre, żebym chociaż sama w to wierzyła ...
cudnie mi i nie bardzo jednocześnie, nieprzytomnie podnoszę się rano, każdego dnia mam wrażenie że ostatkiem sił, a przecież kiedyś byłam dzielniejsza, przy tobie pozwalam sobie (za bardzo) na wszystkie słabości które zwalczałam tak skrzętnie. Zatapiam się, tonę w tym cieple.
sobota, 1 listopada 2014
niepokoje
nie lubię tego rozchwiania, tego napięcia, tego uważania na własne słowa w miejscu gdzie najbardziej naturalne być powinny, tego że chodzę potem rozdrażniona i zła na siebie, na cały świat zła, że źle mi
opanować się, dwa wdechy, od tylu lat to samo, a jeszcze nie opanowałam się do końca, jeszcze siedzi we mnie to wieczne niezatapialne coś
stąd całe obrzydzenie, ale i zżerająca niepewność, wieczne spóźnienie materiału, zagrzebanie po uszy i ucieczki wieczne stamtąd tu i w drugą
take me home
take me home
wiemy po co się liczy do dziesięciu, stu, do miliona, do jasnej cholery się liczy tyle już razy, nie pomoże czytanie, pisanie, zagłuszanie wszelkie, metoda jest jedna, niedostępna przez chwilę, pokontemplujmy drylującą ciszę, fakt że nasze słowa i tak przejdą mimo, bo nie ma już o czym mówić
i w ogóle spaaać
opanować się, dwa wdechy, od tylu lat to samo, a jeszcze nie opanowałam się do końca, jeszcze siedzi we mnie to wieczne niezatapialne coś
stąd całe obrzydzenie, ale i zżerająca niepewność, wieczne spóźnienie materiału, zagrzebanie po uszy i ucieczki wieczne stamtąd tu i w drugą
take me home
take me home
wiemy po co się liczy do dziesięciu, stu, do miliona, do jasnej cholery się liczy tyle już razy, nie pomoże czytanie, pisanie, zagłuszanie wszelkie, metoda jest jedna, niedostępna przez chwilę, pokontemplujmy drylującą ciszę, fakt że nasze słowa i tak przejdą mimo, bo nie ma już o czym mówić
i w ogóle spaaać
Subskrybuj:
Posty (Atom)