że chyba zostaje się tą samą osobą, tą esencją siebie, niezbywalną, którą się jest od narodzin do śmierci i dłużej; że to niewiele zmienia prócz pozorów i powierzchowności, że nowe przezwiska, inne głosy innych ludzi, że rozmawia się kulturalnie przy stole chowając wciąż w kieszenią tą kupkę czegoś czym się rzeczywiście jest, że makijaże, balejaże, czy świetne w tle pejzaże, na zdjęciach czy żywcem tylko zasłaniają oczywistą pustkę, bo jeśli się jej nie wypełni sobą to żadne związek i nic w ogóle nie da temu rady; że języki, znaki, obrazy, kolory, to wrażenia, ale istnieje tylko ja i nie ze względu na egocentryzm, ale wszystko wskazuje, ze tak jest i nic poza tym.
myślę to wszystko. że się nikt nie stanie czymś ponad to czym już jest od dawna i może to jednak wiele spraw rozwiązuje na miejscu.
potem jeszcze myślę że jest maj i bardzo dziwnie zwyczajny dzień, ale z gatunku takich które się jednak pamięta (chociaż zawsze i jedynie w jako zwyczajny, jeden z...). I że jest maj, myślę, i ze bardzo bym chciała zobaczyć pana s., bo zielono i budzi się we mnie właśnie ta nadaremnie usypiana grudka gliny, która jestem, nią i zawsze tylko nią.
_______________________________
z majem się rozmijam, a w drzwiach z wszystkimi rozczulającymi chłopcami o niebieskich oczach. i te bzdury o dwudziestu sekundach odwagi... zawsze mówię, że następnym razem wiatr zawieje w przeciwną stronę i wszystko zacznie się jakoś układać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz