słucham siebie, to jasne, ale to nie takie łatwe, inne światy tu i tam i coś się we mnie burzy gdy myślę o "normalnym" życiu do końca, że to szaleństwo i że kiedyś się skończy.
Nie znaczy, że mi źle teraz, bo dobrze. Ale wierzę, ze zawsze może być lepiej, bez uczucia stłamszenia czegoś w środku siebie, bez strachu, że to wszystko źle się skończy teraz lub za rok, lub za dwa.
śnią mi się tamte melodie. nie chcę widzieć miasta.
nigdy nie będzie już takiej wiosny, takiego lata, patrzę na to wszystko i nie wiem gdzie jestem, czy tu czy jeszcze tam czy może gdzieś całkiem indziej...
a brak kogoś do wyrzucenia tego wszystkiego to dodatkowa historia. chciałabym ale boję się, gdzieś to już słyszałam?
mediolańskie przemyślenia, włoska-włoska gorączka, mija mi we śnie, powoli godzina po godzina, och, jakże mi przykro. Tak bardzo bardzo żal.
tyle we mnie wypatrzonego, wypowiedzianego, usłyszanego piękna że już nie mam co z nim robić, ta fantastyczność rozsadzi mnie i wysypie się ze mnie srebrzysty brokat, którym wypełniłam głowę w tym kraju rozkwitłym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz